poniedziałek, 27 lipca 2009

Cienie (2001) - rozdz.2

Witek faktycznie przyjął i zgodnie z tym co mówił Józio nieco rozgadał w
miasteczku o rzezi na skraju lasu. Prawdą było również, że ze względu na
niewielką wadę wymowy , fakt że wypił nieco wódeczki znakomicie
utrudnił przypadkowym słuchaczom w Tarczy zrozumienie jego opowieści.
Siedział teraz w parku na ławeczce w cieniu przepięknego kasztanowca, z
nalewką wiśniową w żółtej reklamówce i bał się . Nie był pijany , a że nie był też głupi doskonale orientował się jakie zmiany wniesie to zdarzenie do ich uregulowanego trybu życia. Mieli fajną melinę u Mirka, parę metrów od lasu , w nawet niezbyt zrujnowanej chałupie po dziadku. Było gdzie wypić w spokoju , pograć w karty , coś upitrasić czy też wyspać się po ochlaju. Nikt nie buczał nad głową , co w przypadku Witka mieszkającego kątem przy rodzinie siostry było bardzo, bardzo istotne. Nieraz jak się zmobilizowali finansowo to i tydzień przebalowali .A teraz policja to wszystko rozgrzebie i zaraz się zacznie. Przemknęło mu nawet przez myśl , że śledczy z powiatowej mogą sobie wydedukować , że czterech degeneratów zabiło faceta dla paru złotych.
Ot ,tak jak w telewizji . Wpadli w szał bo mało kto zabiera kasę idąc do lasu. Gość był bez grosza to rozdarli go w strzępy, zjedli trochę narządów i poszli pić. Prawdopodobne ? Nie !

Po udzieleniu sobie tej uspokajającej odpowiedzi pochylił się i wyciągnął z
reklamówki butelkę . Ukradkowym ruchem odkręcił nakrętkę, przytknął zielone
szkło do spierzchniętych warg i wypił długi, bardzo długi łyk słodkiego płynu.
Poczuł miłe ciepło rozpływające się w jego ciele. Oparł się wygodniej o drewniane oparcie i spod przymkniętych powiek zaczął obserwować dzieci
bawiące się pod pasywnym nadzorem plotkujących matek w przygnębiająco
małym ogródku jordanowskim. Skrzypiała miarowo huśtawka na której wzlatywała wysoko sześcioletnia czarnulka w czerwonej sukience . Jakiś malec w piaskownicy zaczął rozpaczliwie wzywać pomocy, lecz młoda mamusia w prostych wojskowych słowach wytłumaczyła mu co z nim za chwilę zrobi jeżeli nie przestanie. Witek roześmiał się głośno i na to konto znów sięgnął do reklamówki, ale cofnął rękę widząc zupełnie obcego faceta zmierzającego w jego stronę. Był to młody gość ubrany z zupełnie nietutejszą elegancją. Szedł w jego kierunku zamaszyście , wyprostowany i pewny siebie , tak jakby zaczepienie i rozmowa z Witkiem należały do jego oczywistych obowiązków.

Rozważał nawet czy nie lepiej będzie , jeśli wstanie i odejdzie , ale nieznajomy
był tuż, tuż i Witek chciał już nawet odezwać się pierwszy by choć na moment
przejąć inicjatywę w nieuniknionej jak mu się zdawało konfrontacji ale dryblas
od Armaniego minął ławkę i równie zdecydowanym krokiem jak tym , którym
poruszał się po żwirowej alejce wkroczył w zarośla. Witek mocno zdziwiony, gdyż jeszcze czuł na sobie pytający wzrok nieznajomego obejrzał się przez ramię i zobaczył kilka metrów dalej równie nieznaną mu młodą kobietę. Stała po kolana w zdziczałej trawie, a gdy mężczyzna podszedł do niej ,pokazała mu coś co trzymała w uprzednio zaciśniętej dłoni.

Ten podniósł tą rzecz do oczu . Przez chwilę starannie ją oglądał a potem powiedział coś cicho i obydwoje odeszli szybkim krokiem , przedzierając się przez gęstwinę. Witek przez chwilę patrzył za oddalającą się parą .
Dziwaczność tej sceny dotarła do niego natychmiast , podobnie jak jasne
i dogłębne przekonanie , że w jakiś niepojęty sposób ta sympatyczna para jest
związana z tym co się stało w lesie , albo mimo braku policyjnego sztafażu ze
śledztwem w sprawie . Przybysze nie umawiają się bowiem w zaniedbanych
parkach małych miasteczek na randki .Gdybyśmy żyli w USA albo w filmie
byliby to niezawodnie agenci FBI , ale w Polsce agenci FBI nie występują zbyt
tłumnie. Uśmiechnął się do własnych myśli , jak lubił to czynić , gdy któraś z
jego myśli wydała mu się szczególnie trafna. Teraz już bez przeszkód wypił
solidny łyk słodkiej naleweczki. Odłożył butelkę do torby i spojrzał na roz-
-słoneczniony plac zabaw. Huśtawka już nie skrzypiała , dzieciak już nie
krzyczał . Wyglądało na to , że wszyscy sobie poszli. Patrzył przez chwilę nim rozszyfrował tę scenę , nim dotarło do niego znaczenie tego co widział.
Poderwał się gwałtownie potrącając reklamówkę i przewracając butelkę.
Pognał w kierunku huśtawek jak wściekły rugbista.
Dziewczynka w czerwonej sukience znikła ale na górnej poręczy metalowej
konstrukcji miotał się w bezgłośnej agonii powieszony na sizalowym sznurku
może dwuletni brzdąc . Z jasnej główki spadła zielona czapeczka. Małe nóżki
wierzgały w powietrzu. Witek biegł wyciągając dłonie by jak najszybciej zbawczym ruchem poderwać malca w górę , ale potknął się o krawężnik i runął na żwir alejki . Wstał natychmiast gotowy do biegu , ale napotkał przerażony wzrok i otwarte bezgłośnie usta kobiet pilnujących dzieci. Dziewczynka w czerwonej sukience odwróciła główkę a malec w piaskownicy słysząc rumor jego upadku , a może widząc rozpaczliwy bieg mężczyzny dotychczas ukrytego w cieniu znowu rozpoczął płaczliwy lament.
Witek stał przecierając oczy. Próbował dopasować dwa obrazy, które widział przed chwilą równie wyraźnie , lecz nie dane mu było spokojnie tego rozważyć , gdyż troskliwa mama brzdąca bawiącego się w piasku obrzuciła go natychmiast stekiem niezbyt wyszukanych wyzwisk ,z których najdelikatniejsze brzmiało -- -Ty świński zachlany ryju! Ty zahukana franco !
Witek otumaniony tym wszystkim gwałtownie wycofał się w zbawczy cień
kasztanowca. Bez słowa chwycił reklamówkę z flaszką ( jednak jakimś kącikiem umysłu z zadowoleniem zauważył , że flaszka jest cała ) i oddalił
się , hamując z trudem chęć ucieczki w kierunku wyjścia z parku. Słyszał jeszcze podniesiony głos troskliwej mamy , wyraźnie już zajętej uspokajaniem synka , ponieważ ostatnie słowa jakie do niego dotarły brzmiały –
- Jeszcze raz się rozedrzesz to ci tę mordę zamknę na zawsze
Ty mały pierdolony szczurze !

Witek rozważył całą sprawę już spokojniej i doszedł do wniosku , że nie czas
wracać jeszcze do miasta, słusznie przeczuwając , że będzie musiał w końcu
zeznawać przed policją , choć przecież tak na dobrą sprawę nic nie widział , ani
konkretnego nie wiedział .
Skręcił w wąską wydeptaną ścieżynę i zszedł niżej w kierunku zaniedbanych
stawów. Minął trzy ławeczki usytuowane w zimnych nieprzytulnych miejscach , czwartą na której rozsiadła się zakochana parka najwyraźniej w stanie ostrego konfliktu . Minął także piątą ,szczerze mówiąc jego ulubioną , którą z kolei upatrzyło sobie czterech wyrostków i w zapamiętaniu młodej bezinteresownej głupoty , próbowało pozbawić ją oparcia kopiąc starannie , na zmianę, nieco już podniszczone deski oparcia . Witek ze względu na wiek i warunki fizyczne młodzieńców nie wróżył im powodzenia . Znał dwóch spośród nich , a dokładniej ich ojców , którzy nie należeli bynajmniej do zwolenników bez stresowego wychowywania dzieci ,ale zaniechał interwencji a tylko uśmiechnął się pod wąsem , gdy Przemek , nieodrodny synek Wojtka Ogórka , przerywając na chwilę kopanie ławki , okraszane stekiem wyzwisk , powiedział mu
– Dzień Dobry !
W poszukiwaniu spoczynku przemierzył pół parku, aż wreszcie znalazł
dobre miejsce. U podnóża ławeczki na której usiadł trawiasta skarpa opadała łagodną amfiteatralną pochyłością ,prowadzącą do dawno nieczynnej betonowej
fontanny i zarośniętego stawu ze sztuczną wysepką dźwigającą na swym wątłym, zaśmieconym grzbiecie nieproporcjonalnie potężną świątynie dumania .
Wysepka połączona była niegdyś ze stałym lądem zgrabnym mostkiem o
fantazyjnych odlanych z żeliwa barierkach . Mostkiem do którego dostępu
broniły dwa niewielkie , również żeliwne lwy .Witek widział park na zdjęciach
w albumie pełnym starych fotografii . W albumie babci Janiny , który po jej
śmierci bezceremonialnie sobie przywłaszczył , by potem sprzedać w całości
handlarzowi staroci na giełdzie kolekcjonerskiej w Poznaniu .
Obecnie rolę mostku spełniały dwie szyny , do których byle jak przyspawano
kilka bardzo rozmaitych kawałków blach . Świątynia dumania zaś , sądząc po walających się wszędzie strzępach pogniecionych gazet zasadniczo zmieniła swoje przeznaczenie . Jednak dzieliło go od wyspy około stu metrów i gdy usiadł na ławce mógł wciągając powietrze głębokimi haustami poczuć jedynie orzeźwiający zapach świeżo skoszonej trawy , wyprażonej w sierpniowym Słońcu .Koło fontanny pasły się spokojnie dwa siwki , należące do znanego Witkowi pana Jurka , który miał bryczkę i organizował jakieś turystyczne przejażdżki, będące raczej formą towarzyskiej nie zaś zarobkowej działalności .
Cóż. Łyknął nalewki, popatrzył po okolicy i wreszcie mógł spokojnie podumać
nad tym co przeżył przed zaledwie kilkunastoma minutami.
Przecież nie był do cholery pijany. Trochę owszem ale szedł prosto i wszystko
doskonale pamiętał . Kłopoty zaczynały się ,gdy próbował to zrozumieć . Nigdy
nie miewał żadnych zwidów i nawet tłumaczenie tego porannym szokiem nie
bardzo wytrzymywało krytykę . Zamyślił się głęboko , patrząc na konie , a głęboko ukryta myśl , że coś jest nie tak powoli dojrzewała w jego umyśle .
Jeszcze raz starannie zlustrował okolicę . Nic się nie działo . Konie stały spokojnie jak drewniane pomalowane farbami kukły . Wiatr nie wiał i żadne
źdźbło nie drgnęło. W parku panowała cisza. Młodzieńcy przestali kopać ławkę.
Z szosy nie dochodziły odgłosy przejeżdżających samochodów. Rozejrzał się
z niepokojem. Ptaki zamilkły. Przez długą ciężką chwilę docierała do niego
absolutność tej ciszy i wtedy poczuł , jak niezależnie od jego lęku, który rósł
w innym tempie , włosy na jego przedramieniu , karku i głowie podnoszą się
falą lodowatego przerażenia. Z trudem przełamując opór ciała poderwał się
z ławki.
Paweł wyjął z kieszeni płóciennej kurtki , ozdobionej logo Chicago Bulls ,
papierową chusteczkę i starannie otarł zaczerwienione oczy. Mdłości narastały.
Czuł się podle jak przystało na ambitnego wesołego młodzieńca ,który niespo-
-dziewanie został głęboko zraniony i znieważony .Przed chwilą miał jeszcze
nadzieję . Nadzieję na to , że wszystkie te wydarzenia związane z Krystyną
i Grzegorzem są jakąś złudą . Jakąś przeklętą miazgą , którą mógłby zgnieść
w kulę i odrzucić. Teraz miał ją w sobie i czuł, że będzie długo czuł jej ciężar .
Palcami prawej dłoni musnął deski ławki na których jeszcze przed chwilą
siedziała, nim poderwała się i uciekła ciemną żwirową alejką do innego, cudzego życia. Paweł miał dopiero osiemnaście lat i Krysia była tak naprawdę jego pierwszą dziewczyną. Kochał ją już prawie dwa lata i był piekielnie pewny
jej wzajemności. Snuli wspólne plany w których miała zostać jego żoną, oczywiście gdy Paweł skończy prawo na UAM w Poznaniu .Ona w takim momencie zadała mu taki cios. Taki pierdolony niedozwolony cios , zdradzając go z Grzegorzem, gówniarzem młodszym od niego. Zasranym uczniem Technikum Górniczego. Od Pawła była starsza o całe dwa lata, co już powodowało gwałtowny sprzeciw jego rodziców. Kpiny kumpli i nieprzyjemne rechoty koleżanek z klasy. Rozżalenie ustępowało powoli miejsca wściekłości .
Myśli pojawiały się i gasły. Podpowiedzmy nieco z boku , że tak naprawdę
to tęsknił szczególnie za jej chętnym , nieco zbyt śmiałym ciałem .Tęsknił
za pieprzeniem , ale normalny w jego wieku idealizm ubierał jego rozdartą
duszę w coraz to ciemniejsze , nie intencjonalnie śmieszne romantyczne kapoty.
Doszło do tego , że znowu zapłakał , choć gdzieś w tej czeluści bezdennej
rozpaczy mignął obrazek tak przedziwnego podniecenia , że jego członek
nabrzmiał wyraźnie zaznaczając swoją obecność w obcisłych cienkich białych
spodniach chłopca. Wstał i przesunął go w bok, a gdy go dotykał poczuł
gwałtowną potrzebę onanizmu. To wściekło go jeszcze bardziej. Poczuł
w sobie jakby drugiego człowieka ,takiego samego a jednak...
To kurwa ! To bladź jebana! –ryknął głośno.

Ryknął na całe gardło i odwróciwszy się gwałtownie z całej siły kopnął ławkę. Ta chwila rozładowania napięcia drogo go kosztowała. Ból powalił go na kolana. Zgrzytając zębami i zataczając się powrócił na ławkę . Nienawidził tej dziwki ,swoich rodziców, kumpli. Nienawidził wszystkich . Nienawidził każdego dźwięku, każdego pieprzonego dźwięku w tym pierdolonym , zarośniętym , zasyfiałym parku , miasteczku piekielnym w swym smrodzie.
Te wszystkie uśmiechy. Komentarze w stylu ...synku lepiej się stało ,to nie była
dziewczyna dla ciebie, ...słuchaj ojca , ma doświadczenie. Teraz ważne są studia. Wbrew młodzieńczemu romantyzmowi , który zademonstrował kopiąc z tak fatalnym skutkiem ławkę w sumie zgadzał się z tym co tłumaczyli mu rodzice w zupełności .Starał się tylko ukrywać to przed sobą możliwie jak najdłużej .Teraz był rozpołowiony ale być może przez ból w stopie czy ze względu na świadomość dopiero co przeżytego arcyseksualnego podniecenia wczorajsze niewczesne myśli o samobójstwie wróciły do swych głębi zawstydzone. Był przecież młodym , piekielnie zdolnym facetem , mającym co nie jest bez znaczenia zamożnych ,wykształconych, chuchających na swojego jedynaczka rodziców. Jeszcze raz użył chusteczki i kilka razy głęboko odetchnął. Owszem świetnie było mieć pod ręką chętną dupę, która na dodatek
umiała się zabezpieczyć i to w wieku gdy większość jego kolegów była mocna
tylko w opowiadaniu bajek o swoich seksualnych wyczynach. Sądził jednak. Był przekonany , że płaci za ten raj zapewnieniami o przyszłym dostatnim
wspólnym życiu tak mocno , że w końcu uwierzył zarówno w swą miłość jak
i jej bezwarunkową wzajemność . Przeżył szok gdy dowiedział się zarówno o
zdradzie trwającej miesiącami jak przede wszystkim o tym co sądziła o nim.
A kim do cholery ona była ? Wielce zasraną pomocą biurową po zaocznym płatnym liceum i pracowała w hurtowni własnego wujaszka gdzie głównie
parzyła kawę i odbierała zamówienia. Pewnie niejeden facet ją tam zerżnął. Poczuł , że wraca erekcja i zauważył jak bardzo podnieca go myśl ,że podczas ich związku posiadali ją też inni mężczyźni .Do czego to doszło . Ho , ho Oszałamiający sukces. Jej ojciec był głupim , grubym ciulem , któremu najwidoczniej było wiecznie gorąco , bo bez względu na porę roku łaził w tym swoim siatkowym podkoszulku. Był kierowcą w transporcie międzynarodowym i niewątpliwie całą Europę zdołał zawstydzić w jej lichej potencji , swoją obrośniętą piersią .
A jej mamusia , pani Justynka , też przecież niezła kurwa.
Wiedział doskonale co działo się u nich gdy stary całymi tygodniami jeździł tym
swoim TIR em. Wówczas bywał przecież u nich co wieczór a nigdy nie widział
mamy Krysi wśród domowych zajęć czy przed telewizorem.
Przeważnie gdzieś wyjeżdżała swoim Matizem ale zdarzało się czasami , że był
u niej kolega z pracy na przykład.

15.
Paweł mimo że był początkowo dość naiwnym młodzieńcem szybko zorientował się ,że pomiędzy matką a córką istnieje oparta na jakiejś formie
szantażu zależność. Mogli się kochać w jej pokoju do syta rozebrani do naga
nie kryjąc się nawet z odgłosami erotycznych uniesień. Krysia co prawda zamykała drzwi ale była to tylko formalność na pokaz.
Bywało , że leżąc w chwilowej ciszy słyszeli z kolei odgłosy seksualnych bojów
dochodzące z parteru. Coś za coś. Początkowo Krysia starała się zagłuszać
takie rzeczy muzyką ale widząc jego obojętność zaczęła zabawiać się kosztem
matki i doszli nawet do tego ,że próbowali ją podglądać ale trzeba przyznać ,że
bez większego powodzenia. Raz tylko Pawłowi udało się ją podejrzeć gdy
przyszedł do Krysi i nikt nie otwierał drzwi frontowych a on wszedł na paczkę
terakoty, którymi wykładali sobie właśnie schody i zajrzał do kuchni. Patrzył
chwilę i musiał przyznać ,że była atrakcyjniejsza od córki gdy oparta o ciemny
blat szafki poruszała się w rytmicznym tańcu nadziana na chuja nieznanego mu
faceta w średnim wieku o niezbyt atrakcyjnej powierzchowności. Trochę
zamurowało go gdy zauważył siedzącego przy stole drugiego mężczyznę ubranego tylko w roboczą flanelową koszulę i pijącego spokojnie piwo . No trzeba przyznać , że nie grymasiła bo dawać dupy facetom od zakładania terakoty i to kosztem tempa robót było już nawet biorąc pod uwagę to co o niej wiedział prawdziwym kurewstwem . Lecz miejmy to za nic . Wspominamy o
tym by lepiej wytłumaczyć gwałtowną huśtawkę nastrojów naszego młodzieńca
który w ciągu kwadransa potrafił ze zranionego kochanka , któremu nie była obca myśl o samobójstwie w rozpamiętującego pornograficzne aspekty niedawnego związku onanistę . Był przez moment tak podniecony wspomnieniem sceny przez nas tu opisanej ,że nie bacząc na publiczność miejsca oddał się bez wahania temu zgubnemu nałogowi , tracąc przy okazji całkiem ładną chińską chusteczkę z wymalowanym centralnie misiem pandą.
Nie wspomnieliśmy jeszcze o jednej wiodącej cesze jego osobowości , która poza nadmiernie rozbudzoną seksualnością była charakterystyczna dla tego młodego człowieka. Prawdę mówiąc Paweł był bardzo nudnym chłopcem
, lubiącym wypowiadać okrągłe ,napchane słowną watą zdania . Nawet po udanym , spełnionym ogromnym nakładem sił stosunku seksualnym lubił rozwodzić się na tematy takie jak : rzeczywistość wirtualna , dziwne i nowe zastosowania internetu oraz ( to był jego prawdziwy konik ) ,światłowody i jeszcze raz światłowody. Należało wspomnieć o tej jego słabości , ponieważ dalszy rozwój wydarzeń może przedstawić naszego Pawełka w nieco innym świetle . Przyjmijmy lepiej że ta scena na ławce to taka jego ponowna matura .
Uspokoił się ,starannie zagrzebując pomięty dowód przedwiecznej winy
w miękkiej wilgotnej ziemi i przykrył wyschniętymi liśćmi .

15

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz