piątek, 24 lipca 2009

Demony i zwykła głupota

Najpierw muszę pochwalić publicystkę Rzepy, Panią Maję Narbutt za tekst „Uzdrowiciele i demony" - z sobotniej Rzeczpospolitej, ponieważ bardzo rzadko można przeczytać głos, nawet nie sprzeciwu, ale choć delikatnie poddający w wątpliwość sensowność zalewającej nas fali pseudonauki, hochsztaplerki oraz pospolitej głupoty.
Co prawda „lid” artykułu odrzuca mnie na 100 kilometrów, gdyż zawiera w sobie wszelkie możliwe błędy popełniane przy opisywaniu przez laików tego przemysłu - bo to jest prawdziwy przemysł - niemniej z samego artykułu można się dowiedzieć kilku ciekawych rzeczy. Dobre i to!
Oto ten „lid”
„Czy ksiądz z Ugandy, przyjmujący w polskich kościołach, wskrzesza zmarłych? A lekarstwo homeopatyczne może być wstępem do opętania przez demony? I dlaczego księża i teolodzy katoliccy mają sprzeczne zdania o medycynie niekonwencjonalnej?”
Odpowiadam najpierw na pierwsze i trzecie pytanie. Nie wskrzesza i nie będzie wskrzeszał choćby nadął się jak balon, wrzeszczał jak opętany i nawet popuścił w portki – nigdy nie będzie niczym więcej niż pospolitym maniakiem religijnym.
Wstyd wielki, że spotkania z Jonem Boshoborą organizowane są w kościołach i do tego przez Dominikanów. Daleką – widzę – drogę przebył zakon św. Dominika!
Pytanie trzecie jest w charakterystyczny sposób niekonkretne, ponieważ pod nazwą „medycyna niekonwencjonalna” występuje też pewnie picie ziółek na zgagę. Sądzę, że chodzi tutaj o praktyki bardzo, bardzo niekonwencjonalne, a są to bez żadnego wyjątku zupełnie bezużyteczne i szkodliwe, bo często prowadzące do zaniechania normalnej terapii, nastawione na wyłudzenie forsy z naiwniaków sztuczki.
Co do homeopatii to każdy przytomny na umyśle człowiek może we własnym zakresie przeprowadzić stosowny eksperyment. Kupujemy w sklepie setkę wódki. Wypijamy ją a z zakrętki wytrząsamy krople do uprzednio przygotowanego wiadra napełnionego wodą. Następnie potrząsamy przez godzinę wiadrem, a kiedy mamy już dość bierzemy jedną kroplę płynu z wiadra i wkraplamy ją do uprzednio napełnionej wodą 200 litrowej beczki. Przerywając w tym momencie proces rozcieńczania, bo nie każdy ma w domu basen, którym potrafi potrząsać w odpowiedni sposób – napełniamy starannie wygotowane butelki naszym roztworem i organizujemy imprezę na której w sposób homeopatyczny wraz z naszymi gośćmi zalewamy pałę.
Tyle o samym „lidzie” bo to jest „temat rzeka” a nie przyszedłem tutaj pisać książki o ludzkiej ciemnocie.
Podoba mi się, że ugandyjski ksiądz "wskrzeszasz i uzdrowiciel" w jednym - ma doradcę, który ma nadzieję, że w Warszawie zostanie na potrzeby tych płatnych przecież wygłupów udostępniony stadion 10 lecia! Szybko się zabrał – nie ma co!
Większość tekstu zajmują wywody czy przyjmowanie za dobrą monetę szarlatanerii paranaukowej nie jest szkodliwe dla życia duchowego. Cytowane są wypowiedzi księży i hierarchów, a także omawiane poglądy Tomasza Terlikowskiego, Pawła Mielcarka i demoniczne demaskacje Roberta Tekieli.
Wszystko to bardzo zajmujące, a pisze się tam między innymi o radiestezji. Napiszę na jej przykładzie, bo bieganie z rozdwojonym patykiem ma być rzekomo skuteczniejsze niż ta cała nudna geologia ( ukłony dla Pana Starego)
Artykuł pozostawia nam mniej więcej taki wybór, że albo jest to doskonały i niemalże naukowy sposób wykrywania wody i innych substancji zalegających pod powierzchnią gruntu, albo wręcz szatańska sztuczka.
Zwolennikom takiego „albo – albo” przy okazji przypominam, że przeprowadzone z zachowaniem staranności eksperymenty sprawdzające zdolności różdżkarzy dały nieodmiennie wynik negatywny.
W najgłośniejszym z nich Randi poddał badaniu grupę różdżkarzy o wybitnych zdolnościach ( niektórzy skutecznie wykrywali wodę posługując się li tylko mapami ) Wszyscy zgodzili się na warunki eksperymentu polegającego na tym, że na niewielkim placyku Randi przeprowadził kilka rur z płynącą nimi wodą i po przykryciu ich kilkunastometrową warstwą ziemi dał różdżkarzom pole do popisu.
Mieli tylko zaznaczyć na planie przebieg tych rur, co dla takich mistrzów nie powinno być przecież żadnym problemem. I co?
Nikt z zebranych nawet się nie zbliżył do prawdziwego rozkładu rur z płynącą wodą.
Skoro zatem sztuka diabelska – to diabeł coś nie bardzo kompetentny.
Ale, co Randi powtarza przy każdej okazji – siła oddziaływania środowisk sceptycznych jest nikła wobec fali bez refleksyjnie powtarzanych w mediach bredni.
On sam na przykład przed kamerami ponad sto razy powtórzył słynną operację bez użycia skalpela, przeprowadzaną przez filipińskich oszustów, na ludziach szukających cudownego sposobu pozbycia się nowotworu – a przecież od czasu do czasu można natknąć się w mediach na opisy tego podłego szalbierstwa.
Piszę o tym i chwalę ten pełen sprzeczności i nieporozumień artykuł, bo każda próba krytycznej weryfikacji tych bredni jest cenna, o ile pojawia się w szeroko kolportowanych mediach. Na bezrybiu – jak to mówią – i rak ryba.
Całość artykułu tutaj:
http://www.rp.pl/artykul/61991,229586_Uzdrowiciele_i_demony.html

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz