Obudziłem się dzisiaj w ciemnościach. Wszyscy w domu śpią – tylko ja jeden, jak ten dureń zawsze w sobotę się budzę o piątej rano. Nawet nie muszę sprawdzać godziny. Aby nikogo nie obudzić, cichutko szlafrok na grzbiet – w łazience zęby po cichu i twarz też po cichu, spłuczka bardzo cichutko a w kuchni kubek z kawą również po cichu. Patrzę na kalendarz – cholera - 13 grudnia! Wszyscy będą pisać o stanie wojennym.
Kawa w kubku, ozdobionym wizerunkiem misia na wczorajszej gazecie, żeby nie stukać o blat biurka. Delikatnie obudziłem komputer. Nie ma Internetu!
Pierwsza myśl – ktoś przegiął na blogu i władza wprowadziła stan wojenny! Już się miałem ubierać i pędzić by napieprzać się pod Urzędem Gminy z naszym jedynym strażnikiem miejskim – bo jak wyczułem, on takiej okazji by nie przegapił – aby pokazać, że jednak jest władzą.
Jednak coś mnie tknęło i poruszałem kabelkiem – Jest Internet, czyli to tylko moja rocznicowa nadwrażliwość!
Bo niby kto miałby dziś coś wprowadzać i po co? No chyba, że Kaczyńscy – tak sobie pomyślałem, ale bardziej ze smutkiem, bo jak tak dalej pójdzie to za kolejne dwadzieścia siedem lat – o ile dożyję – być może gdzieś przeczytam, że Jaruzelski w 81 - działał po prostu na polecenie Kaczyńskich. A może nie będę musiał na to czekać aż tak długo?
Już teraz niektórzy różnie o tym mówią, bo przecież nie może być wielu postaci symbolizujących zło, ponieważ wprowadza to zamieszanie w papierowych i telewizyjnych głowach.
Już teraz tyle jest kręcenia i odwracania kota ogonem, że przypomina mi się rozmowa jaką kilka lat temu przeprowadziłem z prawdziwie idiotycznym komuchem. Użył on w swoim wywodzie argumentu tak głupiego, że pamiętam go do dzisiaj, mało tego i dzisiaj znajduje go – może w bardziej subtelnej formie – w rozmaitych tekstach próbujących usprawiedliwić wyczyny sowieckich pachołków, choćby takie jak ten cały ich stan wojenny.
Argument idiotycznego komucha brzmiał tak:
- Co to teraz za władza, ta cała demokracja – oni by nie umieli rozdzielić między ludzi tych wszystkich kartek! A ile to było rodzajów! I komputerów nie było – wszystko ręcznie! A my umieliśmy i każdy pracujący karki dostał!
Wtedy sobie pomyślałem, że facet jest pomylony, że z czymś takim wyjeżdża, ale przecież i dzisiaj przeczytałem wiele tekstów i komentarzy w tym duchu. Że Jaruzelski i jego pałkarze nas obronili przed nami samymi przede wszystkim, ale także przed Sowietami. Już i Breżniewa za brew wytargawszy – Nie wejdziesz łobuzie do Polski!
Że miała być wojna domowa – ba, że to była wojna domowa! Za tę "wojnę domową" to bym tłukł, bo to wyjątkowe świństwo tak napisać. Już i komuszek zapateruszek wziął się za tłumaczenie historii tą metodą.
Już przecież czytam, że zwolennicy PiS to dawni moczarowy, komuchy oraz ich dzieci a być może nawet wnuczęta w powiciu zaczadzone ideą redystrybucji dóbr. Już czytam, że Prawica to to samo co ZOMO a dokładnie to czytam takie oto słowa:
„Ta krótka migawka pokazuje jedno: prawicowo-katolicka młodzież nie różni się mentalnie od zomowców. Katolicyzm, o którym tyle mówią, nie sprawił, że są lepszymi od podwładnych Kiszczaka.
Katolicyzm nie ma widocznie mocy leczenia swoich wyznawców z pogardy wobec innych ludzi” – Tak napisał dzisiaj na swoim blogu, Pan Walpurg ( rzecz dotyczy naplucia w gębę komuchowi podczas pikiety pod domem Jaruzelskiego, co można było obejrzeć w TVN24 )
I teraz tylko zostaje ładnie to wszystko spleść w jeden warkoczyk, bo przecież ogólnie wiadomo, że większość partyjniaków tak boczkiem chadzała do kościoła, chrzciła swe dzieci, że przecież chłopaki z ZOMO nie byli znajdowani w kapuście tylko mieli jakichś przodków, najpewniej katolików. I tak splatając te brednie w warkoczyk już moglibyśmy wysnuć tezę, że stan wojenny wprowadzili katolicy!
I byłby winny z prawdziwego zdarzenia, i mógłby ktoś napisać dzieło „Od inkwizycji do stanu wojennego – Z dziejów polskiego katolicyzmu”
Ale piszę w trybie warunkowym, bo skoro stan wojenny był dobry a nawet zbawienny – jakże oddawać jego autorstwo katolikom, prawicy czy nawet Kaczyńskim?
Niby to nęci, ale 44% nie w kij dmuchał. I tak się trzeba wić niestety, bo jakby nie zakłamywać, jakich by nie użyć sztuczek – w końcu tak czy tak macherzy od historii stają przed tradycyjnym dylematem: „Albo rybka albo pipka” Inaczej – kulturalniej - W„1984” Orwella możemy przeczytać taką wyliczankę:
Oto ciastko! Możesz zjeść połowę, a to topór, który zetnie ci głowę… I to tyle.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz