Uświadomiłem sobie, że minęły dwa lata odkąd zacząłem skrobać teksty w internecie. Zacząłem od opisywania audycji pani Moniki Olejnik "7 dzień tygodnia" Było to w czasach przed salonowych, czyli naprawdę dawno. Teksty były publikowane na stronie "Prawica Net"
Ale cóż to były za czasy! Czasy pięknego Marcinkiewicza. Czasy gdy debiutował Olejniczak, gdy profesor Geremek jeszcze się zniżał. czasy Giertycha, Leppera. Czasy gdy brylował pan Rokita.
Nic w tych tekstach nie zmieniałem ale bezczelnie zauważę, że większości spraw sam się z tym dawnym, nieistniejącym sobą zgadzam. Bywa i tak.
Polityczna szkółka niedzielna 1 – 23.04.2006
Mądrzy ludzie, a takich nie brak na świecie, rozpoczynają niedzielę od Mszy Świętej, spaceru, obfitego śniadania, lub choćby leczenia sobotnich nadużyć. Natomiast ja popadłem w przykrą manię słuchania w radio „Z” śniadania polityków, gaworzących pod wodzą Pani Olejnik o wydarzeniach, które właśnie zaszły, które niezawodnie zajdą albo właśnie zachodzą w głowach biesiadujących.
Jedynym usprawiedliwieniem może być tylko to, że dzięki „onym azardom” udaje mi się skutecznie bronić w twierdzy łóżka aż do godziny dziesiątej, gdy odpowiednio naładowany adrenaliną wyskakuje ku realnemu życiu, niczym z katapulty.
23 kwietnia zaproszeni goście, prowadzeni na smyczy gniewnych pomrukiwań Pani Moniki, zaczynają od wypominania sobie wzajemnych pomówień, tyczących zdrowia, w szczególności zdrowia psychicznego.
Wielki WICE naszej polityki pan Lepper, nieobecny na śniadaniu, zaproponował bowiem liderom P.O. Tuskowi oraz Rokicie pomoc w leczeniu ich domniemanych schorzeń w tym zakresie. Zgodnie z logiką audycji, tłumaczy się z tego Szef Kancelarii Prezydenta, pan Urbański, który w wielce niejasny sposób udowadnia iż zasadniczo nie jest tym całym Lepperem, ale wzajemne oskarżanie się polityków o choroby psychiczne, nie budzi w nim wielkiego sprzeciwu.
Na zastawiony stół wyjeżdża zaraz problem rzekomego powołanie do życia Samoobrony przez służby specjalne. Teraz zabiera głos, dotychczas nieczynny poseł Filipek, który wyskakuje świadczyć, że był przy powiciu Samoobrony i żadnych służb nie zauważył! Zauważył za to szczery gniew biednych rolników.
Na takie dictum, pełniący obowiązki liberała J.M. Rokita niespodziewanie zarzuca Lepperowi, że przestał być biedny a stał się bogaty. Też mi zarzut! Przecież ubogiemu nie należy dawać ryby, tylko wędkę. Pan Lepper dostał właśnie wędkę! Albo nawet sieć i kuter !
Ten Lepper, który jak się dowiadujemy, zdążył jeszcze obrazić P. Mellera, Ministra Spraw Zagranicznych 3,5 R.P.
To dopiero poruszyło zebranych. Z wyżyn absolutu zabiera głos sam Profesor Geremek, pan Urbański, łagodny dotychczas, zmienia się w lwa ryczącego! Olejniczak piętnuje! Rokita płacze. Pani Monika w spazmach!
Ja zaś, przyznam, że nie bez pewnego zdziwienia dowiaduję się nagle, że w Polsce żyje jednak prawdziwy „Mąż Opacznościowy” w co nie wierzyłem, biorąc pod uwagę ciągłe ataki na naszą politykę zagraniczną, prowadzone pod byle pretekstem przez ugrupowania od lewa do prawa, nie wyłączając niektórych, co bardziej oszołomionych członków PiS, która to partia firmuje przecież poczynania rządu. A tu nagle taka niespodzianka!
Przy okazji pan Rokita wymienia wszystkie grzechy Ministra Rolnictwa, pana Jurgiela, który znalazł się na czele TOP4, listy najmarniejszych Ministrów Rządu, sporządzonej przez Rokitę!
Tu przytomnie reaguje Monika Olejnik, sugerując panu Rokicie, że pewnie cieszy się wielce, że wkrótce tego miernotę zastąpi, wielokrotnie przywoływany w tym miejscu Lepper. Rokita nie odpowiada, zajęty obieraniem jajka.
W dyskusji pojawia się, uśmiechnięty zapewne, pan Jarosław Kalinowski, podkreślając stałą i niezmiennie poważną, pro państwową rolę PSL, na scenie politycznej. Wywołuje to trochę wesołości, podobnie jak pełen troski atak pana Giertycha na… Nasz Dziennik!
Nasz Dziennik kłamie! Obwieszcza Przewodniczący LPR. Gazeta, której byłem współzałożycielem kłamie! Smuci się i troszczy Roman Giertych.
Taki wielki chłop a mam wrażenie, że całkiem załamany i broda mu się trzęsie. Tak to bywa w życiu, Panie Romanie!
Ale nagle odmiana losu! Otóż pan Giertych żegna się pospiesznie z kolegami biesiadnikami, wśród których tak naprawdę przebywał jedynie w sposób zdalny i wielce radiowy, przyczaiwszy się sprytnie w Krakowie, by móc udać się spiesznie na mszę Św. do Łagiewnik, przechytrzając p. Rokitę.
Ładnie wyglądają ci, którzy dzielili Kościół na ŁAGIEWNICKI i TORUŃSKI. A tu taki ptaszek im przez sieci spekulacji intelektualnych przefrunął. No, ale skoro Nasz Dziennik kłamie? Aż strach pomyśleć, czym skończą się te wszystkie nagłe wolty, zaczajenia i wspinaczki na niezdobyte dotąd szczyty politycznej hucpy.
Na szczęście wszystko na świecie ma swój koniec. Minęła godzina dziesiąta!
Polityczna szkółka niedzielna 2 – „Skromność” – 07.05.2006
Zastanawiałem się kiedyś, jakie możliwie najskromniejsze, bezinteresowne marzenie może mieć człowiek. Po wielu namysłach, metodą cierpliwej eliminacji, doszedłem do wniosku, że pierwsze miejsce, należy się pewnemu bezimiennemu panu z Konina, który w mojej przytomności zwrócił się w autobusie do swego towarzysza słowami: chciałbym mieć, chociaż wrzód na plecach, a i tego nie mam.
Oto przemówiła ludzka skromność!
Chcąc, wypełniony jak najlepszą wolą znaleźć, choć drobny odblask takiego cichego bohaterstwa, kręcąc zawzięcie gałkami aparatu Philipsa bez większego problemu przeniosłem się wprost do politycznego salonu Radia Zet, gdzie tym razem spotkałem, ku mojemu wielkiemu zadowoleniu panią Hannę Gronkiewicz-Waltz, która jako jedyna potrafi godnie zastąpić pana Rokitę.
Jeszcze się wszyscy dobrze nie rozsiedli, jeszcze twarzy nie zdążyli zamaskować wyrazem głębokiej troski, a już Pierwsza Dama Platformy wykryła długotrwały i pełen rozmaitych niuansów spisek PiS-u, który właściwie startował w wyborach tylko po to, by wypchnąć do władzy pana Leppera. Na nic się zdały protesty i te przejmujące grozą słowa, niewątpliwie zawisłyby nad stołem niczym topór, gdyby nie Profesor Geremek, który niczym starożytny senator zagrzmiał (ale w charakterystyczny dla siebie sposób, czyli cicho, acz przejmująco):
Rzeczpospolita płonie! Rzeczpospolita płonie!
Jakże to tak? Po co w takim razie Świadkowie Jehowy odmalowują maszty oświetleniowe na stadionie w Poznaniu? Nie szkoda farby, skoro pożar ogólny?
To już nie chłop małorolny, zwykłym swym obyczajem wypalający trawę na łące. To wielcy gracze niezawodnie wysłali swych pachołków z pochodniami. Jarosław Kaczyński, niczym Neron, chce spalić wszystko, co z takim trudem udało się wybudować przez ostatnie kilkanaście lat. Ciekawe tylko kogo zechce obarczyć winą, za zniszczony kraj. No chyba nie Chrześcijan?
Wielce odchrząkujący dotychczas pan Wojciech Olejniczak, wreszcie zabiera głos, by w ciągu dwóch minut trzy razy powtórzyć mantrę o kłamliwej koalicji oraz kilkakrotnie odmienić słowo kłamstwo przez różne przypadki. Zachęcony tym, że pani Monika Olejnik jakoś mu nie przerywa, kończy zupełnie nieszczęśliwie płaczliwą tyradą o zawłaszczaniu przez PiS, publicznych mediów.
I przez to nadziewa się nasz młody Olejniczak, na kontrę pani Moniki:
-przecież to SLD, zawłaszczyło na długie lata te media.
Coś tam jeszcze bąka, ale zostaje przez sekundanta odprowadzony na 15 minut, gdzie wachlowany i polewany wodą nie może dojść do siebie. Ciężko mi to przyznać, ale każdemu, co mu się należy. Józef Oleksy, był jednak zawodnikiem starej szkoły, mistrzem uników. A ten młody, stara się boksować, ale ciągłe polewanie wodą w narożniku może go przyprawić o chorobę.
Dobrze natomiast wypada (przynajmniej w radio), poseł PiS-u, Artur Zawisza. Niestety, próbuje walczyć na argumenty z ulubienicą tłumów, panią Gronkiewicz-Waltz. Nieuchronnie prowadzi to do pyskówki, w wyniku której pani GW (zbieżność inicjałów przypadkowa) mimowolnie i nieopatrznie, zaprzecza demokratycznym dogmatom, przypominając jak to Niemcy wybrali sobie demokratycznie Hitlera. Zapachniało siarką, a pod sufitem zaczął się ujawniać w zwojach ektoplazmy Janusz Korwin-Mikke. W tym pełnym grozy momencie Dzielna Niewiasta rzuciła na stół, między złoconą zastawę niejakiego Jörga Haidera z Austrii i demon prysł jak niepyszny.
Co począć z tą demokracją, skoro lud ciemny wybiera bezmyślnie, nie bacząc zupełnie na opinie, nie tylko krajowych luminarzy nauki, sztuki czy nawet dziennikarzy i publicystów, ale nawet - o zgrozo -opiniotwórczych mediów zagranicznych?!
Taki cwany chłopek kupuje używane volvo od Niemca czy Francuza, ufając, że samochód jeszcze pojeździ, a nie chce kupić opinii o polskim rządzie, przyjaznych nam przecież do bólu brzucha Le Soir, czy Frankfurter Algemeine Zeitung. Przy okazji dowiedziałem się, że aby powołać w Polsce rząd, musimy uzyskać coś, co pani Waltz nazwała skromnie consensusem, przywołując zabawny przykład, że w dawnych czasach nawet Król, aby się ożenić musiał uzyskać taki consensus od innych europejskich władców. Ojej!
Profesor Geremek, zatroszczył się przy okazji o los konstytucji europejskiej. Całe pokolenie straci szansę, by żyć pod dobrodziejstwami tej ustawy. Pomyśleć, że los całego pokolenia zawisł na krawacie pana Leppera i buja się swobodnie na wietrze. Pan Zawisza, widząc jak jego racje gną się i pękają, przygniecione argumentacją Autorytetów, niby mimochodem wtrąca uwagę, że Pani Gronkiewicz-Waltz, przez cztery lata była na saksach. Ojej?co to się działo? Jakie uściślenia?! Jakie argumenty?! Jakby ktoś nagle ubłocony but położył na obrusie:
- ja cztery miliardy załatwiłam dla kraju
- pracowała Pani za granicą i brała za to pieniądze, przecież to nic złego
- ja byłam w służbie państwowej
Atmosfera pyskówki udziela się pani Olejnik. Stop! Szczerze mówiąc, większe nadzieję pokładałem w występie pana Mellera, którego jednak trochę na wyrost w poprzednim felietonie nazwałem mężem opatrznościowym. Wyróżnił się, ba, nawet zaimponował mi skromnym dziękuję, jakim kończył każdą swą wypowiedź. Odgradzał się tym jednym słowem od pozostałych, niczym tarczą. Ale na męża opatrznościowego to trochę mało.
Dużym nieporozumieniem są natomiast radiowe występy panów Pawlaka i Filipka. Jeszcze w TV, człowiek się chociaż uśmiechnie, ale tak bez wizji? zostaje wrażenie, że człowiek wpadł na dwór króla Mamrota I.
Miało być o skromności? Będzie o skromności! Z całej audycji dowiedziałem się, jak skromne są marzenia naszych Prawdziwych Elit.
Tylko skromność! Chodzi o to, abyśmy my byli skromni. My w swej szarej, bezimiennej, ciemnawej masie byli skromni. Tylko tyle. No i jeszcze wdzięczni. Nasza polityka zewnętrzna, jest właściwie polityką wewnętrzną UE - zachęcał dzisiaj przy śniadaniu Pan Profesor. Jakie to skromne! Nie mówmy nic, czas się przemóc i rękę pańską ucałować. Skromnie i po cichu. W kącie lepiej postójmy, bo jeszcze jako naród opętany przez radykalnych katolików będziemy w tym kącie za karę na grochu klęczeć.
Ale jeśli Rzeczpospolita płonie to na ratunek pędzą niezawodni obrońcy wolności, skromności oraz społeczeństwa. Patrzcie, jak w samej stolicy ruszają w naszej, mojej obronie piewcy wolności. Zachęcam do skromności, bo już gotują się nas wyzwalać SLD, SdPl oraz najśmieszniejsza partia świata PD-demokraci.pl! Proces to dynamiczny. Być może gdzieś na klatce schodowej zebrała się też Unia Pracy! Jeszcze tylko PO i się zacznie. Mieć chociaż "wrzód na plecach" ot co!
Polityczna szkółka niedzielna 3 – „Rura” – 14.05.2006
Pani Monika Olejnik, w trakcie niedzielnej audycji, mając na myśli protesty młodzieży przeciwko nominacji pana Giertycha powiedziała: nie wolno zabraniać młodzieży wyrażania swoich poglądów. Oczywiście, rozumie się samo przez się, że nie dotyczy to Młodzieży Wszechpolskiej. Rozumiem także, iż do kategorii młodzieży nie awansuje się li tylko z powodu młodego wieku.
Wystarczyło obejrzeć kilka relacji telewizyjnych z tych demonstracji, by dostrzec dziwną różnorodność wiekową uczestników. Cóż, tak naprawdę wystarczy mieć lewicowe poglądy by zostać nieskażoną ideologicznie młodzieżą. Lewactwo daje zaś taki handicap, że za młodzieżowca może swobodnie uchodzić taki na przykład pan Ikonowicz, byk przecież starszy ode mnie.
Zresztą Młodzież Wszechpolska, której praw do wyrażania swoich poglądów, muszę bronić w tym miejscu z powodów zasadniczych, szczerze mówiąc nie budzi we mnie szczególnego sentymentu. Mam ją, za jakieś mętne stowarzyszenie, a sąd swój opieram, przyznam - na szczątkowej znajomości działań tych polityków, którzy już wyrośli z krótkich spodenek, by teraz jako przedstawiciele dorosłego LPR, zawracać niewinnym ludziom głowę swoimi przemyśleniami.
Dla przykładu, proszę przeczytać uważnie, przywołaną w audycji wypowiedź pana Wierzejskiego: gejów należy prać pałami. Oto człowiek, który potrafi zachęcać do tłuczenia innych ludzi, nie może jednocześnie wydobyć się z sideł politycznej poprawności, by w swym słowniku zamienić obcego naszej tradycji geja na swojskiego pedała Wielce to podejrzane!
Młodzież była na ustach wszystkich dyskutantów, ale nikt nawet nie zająknął się o spontanicznej młodzieżowej imprezie plenerowej, jaka nad ranem zakończyła się na ulicach Warszawy. Ciekaw jestem niezmiernie, jakie czyny pójdą za słowami pana ministra Dorna, który obiecał całkiem niedawno, że zrobi porządek z rozwydrzonymi bandami kmiotów, uważających się za kibiców piłki nożnej. Tu, w tak pozornie marginalnej sprawie, w razie powodzenia można zdobyć prawdziwy złoty medal.
Kiedy wątek protestów młodzieżowych próbował uporządkować pan Kamiński mówiąc, że zasadniczo studenci nie powinni zajmować się panem Giertychem, ponieważ mają teraz własnego ministra, który rzeczonym Giertychem wcale nie jest, usłyszał od pani Moniki, że owszem jest to prawda, ale studenci mają przecież siostry i braci. Porażeni bezwzględną słusznością tego stwierdzenia uczestnicy dyskusji przenieśli się do świata wielkiej polityki związanej z rurą.
Pan Rokita, który dotychczas nieco rozczarowywał, nareszcie poczuł się w swym żywiole. Zmiażdżył (to dobre słowo) polską politykę wobec rury, wobec Niemiec, wobec Rosji. Polska, nie może stać tyłem do rury - dowodził z właściwą sobie swadą. Na dodatek, objaśnił mi grobowym głosem, że wskutek szaleństwa rządzących, odchodzi właśnie ostatni sprawiedliwy z MSZ.
Tym razem ta zaszczytna rola przypadła panu Ryszardowi Schnepfowi, który chciał się odwrócić do rury przodem, ale pan Premier, nie zrozumiał jego szlachetnych intencji. Wyraźnie jest to człowiek stale niedoceniany, który uprzednio musiał znosić różne przykre insynuacje ze strony południowoamerykańskiej Polonii. Dziwi mnie to, gdyż w telewizji objawił się jako przystojny mężczyzna, nieco w stylu młodego Wiatra, prowadząc na smyczy groźnego psa.
Wspomnienie nokautu z poprzedniej niedzieli, długo powstrzymywało pana Olejniczka przed bardziej zdecydowanym zabraniem głosu. Ale wiedziony szlachetnym przykładem i względną bezkarnością pana Rokity, uderzył znowu w dzwon narodowej klęski. W zasadzie powtórzył tezy poprzednika, ale dodał od siebie diagnozę, że oto.. polska polityka zagraniczna legła w gruzach. I znowu to samo! Toż to zupełnie, jak z tym nieszczęsnym Gołotą.
- Jak to legła w gruzach? Co pan tu w ogóle opowiada?- skontrowała dzielna pani Olejnik.
I znowu śmiały junak lewicy pod stołem. Ile tak można? Gdzie są sekundanci? Po pierwsze pan Olejniczak powinien wiedzieć, że nasza polityka zagraniczna legła w gruzach już dawno temu, gdy MSZ opuścił wielki myśliciel lewicy, Geniusz Białowieży, pan Cimoszewicz! Niech ktoś pomoże temu młodzieńcowi, wszak wedle nomenklatury comies, chłopiec ten swobodnie mieści się w wieku działacza młodzieżowego.
Przypominam, że do 35 roku życia można działać w ZSMP. O właśnie, trzy dni temu dowiedziałem się, że ta młodzieżówka PZPR działa sobie w najlepsze, a nawet z moich podatków pędzą do nich jakieś dotacje. Pan Giertych zapowiedział, że teraz figę dostaną, a nie pieniądze. Czyli, jak rozumiem dotychczas dostawali. No, ładnie!
Ale wróćmy do rury, w cieniu której rozpoczęła się właśnie zażarta walka pana Rokity z panami Urbańskim i Kamińskim. Siły były wyrównane, ponieważ pan Rokita posługując się niezwykłą siłą argumentów oraz wyszukaną składnią, obnażył krzykliwą naturę swych adwersarzy. Czyż to nie jest piękne?
- Czy szef kancelarii Prezydenta, który opowiada brednie, powinien być szefem kancelarii Prezydenta? - Pytał retorycznie.
W eter poszedł też apel, o uniemożliwienie członkom PiS swobodnego wrzeszczenia w niedzielny poranek. Przecież takie wrzeszczenie nie może podobać się Polakom skupionym przy radioodbiornikach, ani tym bardziej osobom spożywającym śniadanie, nie bez pewnej racji argumentował nasz niedoszły premier.
- Nie stawajmy tyłem do rury! - wezwał jeszcze raz pan Rokita. Nawet ja rozejrzałem się z niepokojem, ale nie stwierdziłem w okolicy mego małżeńskiego łoża żadnej rury. Dobre i to!
Oczywiście były inne wątki w dyskusji. Najpierw poważne i wyważone, o stosunkach z Ukrainą. Pod koniec o próbie pozbawienia immunitetu pana Rokity, co o n sam oglądał ze smutkiem, widząc jak Jarosław Kaczyński występuje po stronie gangstera, by dopiec właśnie jemu, poprzez pozbawienie go tego wrażego przywileju.
W tym momencie adwersarze pana Rokity nie błysnęli szczególną bystrością, wytykając mu, że całkiem niedawno opowiadał się o n przecież za całkowitym zniesieniem immunitetu. Panowie! Przecież pan Rokita mówił żartobliwie! Nadal jest przeciwko wszelkim immunitetom, a chciał po prostu sprawdzić, jak w swym tupeciarskim ataku daleko zabrniecie.
I tak gadają i gadają, a ja widzę, że najważniejszy temat leży tzw. martwym bykiem i nikt nawet nie próbuje się z nim zmierzyć. Zanim o nim wspomnę, muszę jeszcze przeprosić pana Premiera Pawlaka, za umieszczenie go w poprzednim felietonie na dworze króla Mamrota I. Tym razem, mimo że mówił mało, to z sensem, a na dodatek dowcipnie. Do pana Filipka dołącza za to pan Kotlinowski, którego nie tłumaczy przesiadywanie w Krakowie!
Teraz do rzeczy. Czy nie jest rzeczą dziwną i niepokojącą, że nikt z obecnych na śniadaniu polityków nie odniósł się do newsa number o ne, jakim dla wszystkich ludzi rozmiłowanych w polityce jest bez wątpienia realna groźba rozpadu Partii Demokratycznej "demokraci.pl" w związku z niechęcią niektórych działaczy do obcałowywania się z comies?
Ja, z przejęcia usnąć nie mogłem. Dopiero co, po odrzuceniu licznych kandydatur uznałem tę dzielną partię, za najśmieszniejszy twór polityczny w świecie. Ale jedną, gdyż posiadanie w kraju dwóch najśmieszniejszych partii, a jeszcze być może walczących o głosy tych resztek ludzi rozsądnych przekracza wszelkie moje wyobrażenia. Nie! Po stokroć nie!
Zresztą, co mnie nieco uspokaja, dotychczas ujawnił się tylko jeden Pan Profesor Geremek. Wiem z całą pewnością, że nie ma o n brata bliźniaka. Błagam! Demokraci.pl, bez Pana Profesora? To być nie może! Do zgody! Do zgody! Do zgody!
Polityczna szkółka niedzielna – 4 – „Wesele” – 21.05.2006
Miałem ochotę rozpocząć ten felieton od słowa Ja, lecz wrodzona skromność, zmusiła mnie do napisania jako pierwsze, zdania zaczynającego się od słowa Miałem. Popsuło mi to zupełnie plan pisania, gdyż słowo miałem, od razu kojarzy się każdemu z dramatem pana Wyspiańskiego Wesele.
Wszak, jeśli już jesteśmy na weselu, w huczącej gwarem chłopskiej chacie, to niestety ja, siedząc przy stole, zamiast opychać się swojskim jadłem, jako jedyny z czystej już przekory sięgam po chińskie ciasteczko z wróżbą. Rozwijam zwitek i czytam: Pali pieniążek moskiewski?
Mnie tam nie pali, ale już diabły, które przybyły wprost z piekielnej czeluści, wyciągają mnie zza stołu, i po chwili siedzę, jak kto głupi w swoim własnym łóżku z chińskim ciastkiem w łapie i radia słucham.
A tu pan Olejniczak mówi: wszystkie dokumenty dotyczące tej sprawy są jawne. Ejże, młody panie, mam wrażenie, że gdyby wszystkie dokumenty były jawne, to by musiał Pan karierę polityczną zaczynać w PSL-u.
Też pięknie, a wstyd dużo mniejszy! Mógłby Pan siedzieć sobie na miejscu Pana Pawlaka i mówić: jak się bierze pieniądze z zagranicy, to nie wystarczy je zwrócić. A tak, zamiast błyszczeć w towarzystwie elokwencją, musi pan zamazywać obraz Mieczysława Rakowskiego, wielkiego mentora lewicy, zasuwającego po mieście z reklamówką pełną dolarów.
Śp. Jacek Kaczmarski śpiewał co prawda o Sowietach w Epitafium dla Brunona Jasieńskiego: tam poeci, kieszenie mają pełne dolarów, ale nic nie wspominał o lewicowych działaczach ani tym bardziej o reklamówkach. Przy okazji dowiadujemy się, że sprawa jest przedawniona, z wyjątkiem sprawek stróża prawości, pana Jaskierni. To wspomnienia "Wesela" chyba powodują, że tematy muzyczne tak tu do mnie się zlatują. Jak nie Kaczmar, to inny Kazik.
Ale już ogólnoświatowy bankrut moralny, znany jako ONZ, pojawia się jako ewentualne miejsce przyszłej pracy pana Kwaśniewskiego. Z udzielonego tej idei poparcia, tłumaczyć się musi Gosiewski, który powinien się wytłumaczyć także z tego, że zabiera się do ripost (przepraszam za kolokwializm) z pełną gębą. Pan Rokita, proponuje na to stanowisko Lecha Wałęsę, jako ojca polskiej niepodległości, co spotyka się z przychylnym przyjęciem przy stole.
Pan Rokita zaznacza jednakowoż, dla porządku, że w zasadzie żaden Europejczyk szans nie ma, ponieważ teraz pora na Azjatę. W ten sposób, sam niejako wspiera kandydaturę prezydenta Kwaśniewskiego, który pewnie nie tylko mnie kojarzy się tak jakoś z Azją, i to wcale nie na skutek znajomości starego powiedzonka na
Najbardziej podobało mi się stwierdzenie pana Gosiewskiego, że lepiej, żeby tę funkcje pełnił Polak, niż przedstawiciel innej narodowości. To jest to! Ujęła mnie, ale to już szczerze, pani Monika Olejnik, która aby mógł dojść do głosu Minister Edukacji i Sportu, skandowała: Roman Giertych! Roman Giertych!! Roman Giertych!!! dodając: nie, że musi odejść! Musi dojść do głosu.
I tak się stało, dzięki czemu dowiedziałem się, że obok Jana Pawła II , właśnie Lech Wałęsa, jest rozpoznawalny jako drugi wielki Polak w całym świecie, a nawet w Panamie! Dobrze, że pan Boniek siedzi we Włoszech, bo o n bardzo lubi jak ktoś dodaje jego, jako trzeciego Polaka. Trzeci Polak. Prawda, że piękny tytuł? Pan Rokita tylko zakaszlał znacząco.
Długo czekałem, by wreszcie w radio, pojawiła się telewizja z panem Wildsteinem na czele. Ale jego jakby odsunięto, zajmując się zarządem. Uwaga! Teraz będzie zdanie, od którego miał zaczynać się ten felieton: ja, będąc tylko drobnym małomiasteczkowym politykierem - amatorem, tłumacząc mój stosunek do różnych polityków z pierwszej ligi, w debatach z ludźmi równie skromnymi jak ja, używam czasem takiego zwrotu: będzie mi tu prawił o (podmiotowości, wolności, gospodarce, liberalizmie, itp. ? do wyboru) a przecież nie dał bym mu pięciu złotych potrzymać na chwilę.
Ma to znaczyć, że uważam deklaracje tego politycznego szczebioty za niewiele warte. Mi wolno, ponieważ jestem nikim! Ale jak ktoś, kto już siedzi przy stole wielkiej polityki, wywodzi tak... (zresztą zacytuję z pamięci. Tak pan Rokita wypowiada się o panu Sławomirze Siwku, niegdyś pośle PC): Siwek jest człowiekiem o podejrzanej kondycji moralnej. Nie jest to człowiek, przy którym można bezpiecznie pozostawić wartości materialne.
To dużo gorzej niż w mojej wersji. U mnie to jest konkretnie pięć złotych, czyli symboliczny portfel, a w wersji pana Rokity, ten nowy członek zarządu TVP, może z tej zabawnej instytucji wynieść dosłownie wszystko: lampkę, biurko, fotele, kamery, maszynkę do robienia dymu, panią Agatę Młynarską, no wszystko.
Na szczęście pan Gosiewski, który zdążył nasycić swój pierwszy głód, dźga pana Rokitę immunitetem, dopytując czy przed panem Siwkiem, który niewątpliwie poczuje się obrażony tymi wywodami, także będzie się chował za tą obmierzłą wszystkim tarczą. Ja z kolei pytam, czy co tydzień, będę musiał słuchać o immunitecie pana Rokity, oraz o pospolitych przestępcach w koalicji?
Tym razem zrobiło się równie groźnie, jak podczas rodzinnej gry w scrabble, gdy wujek Mietek, grzebiąc w woreczku z literkami, coś tam za bardzo zagląda do środka. Zaraz Telegraf, następnie Wieczerzak i to w małopolskim SKL, wraz z panem Rokitą, zaraz jakieś kwity.
Może to dziwnie zabrzmi, ale sytuację uspokoiła zmiana tematu, na pozornie jeszcze drażliwszy, czyli sprawę lustracji księdza Czajkowskiego. Na panu Rokicie zrobiła tak wielkie wrażenie, że przypomniał sobie o dawniejszym swym marzeniu, tyczącym obejrzenia teczki pana Jarosława Kaczyńskiego.
Przy tej okazji doszło do dyskusji o faktach, mimo że przy stole wszak sami gentlemani. Otóż, co może dziwić, pan Gosiewski widział tej teczki pełne upublicznienie, a pozostali nie bardzo. Pan Giertych oglądał jedynie teczkę swego Taty, oraz pana Rokity. Nawet teczka pana Tuska, gdzieś mu umknęła.
Wszyscy zasadniczo zgodzili się co prawda, że czas wyciągnąć papiery na światło dzienne, ale na to zwykle się wszyscy zgadzają. Takie deklaracje prawie zupełnie nie bolą. Zabolało tylko młodego przywódcę lewicy odnowionej, że duchowni nie podlegają ustawie lustracyjnej, gdyż zasadniczo nie są funkcjonariuszami publicznymi.
Niejako przy okazji pan Pawlak zasugerował dziwny, jak zrozumiałem, antypapieski spisek, wykluty gdzieś w IPN, mający polegać na robieniu lustracyjnej zadymy w kościele, a to po śmierci JPII, a to przed wizytą Benedykta XVI. Jeśli ma być dziwnie, przełknijmy i to! Lepiej by było, takie sprawy gdzieś w sieni załatwiać?
Dajcie ino, bracie, wody,
kubeł wody - gębę myć,
suknie prać - nie będzie znać
Już byłby koniec, ale jeszcze pani Monika zmusiła pana Giertycha, do zajęcia stanowiska, wobec demonstracji sprzeciwu, a także poparcia, wobec jego nominacji, jakie odbywają się w Polsce, ze szczególnym uwzględnieniem Warszawy.
- Panie Olejniczak, nie będzie pieniędzy dla ZSMP, ani na kampanię przeciwko homofobii, z budżetu ministerstwa! Nie będą, za pieniądze podatników różni SLD-owcy tłumaczyć młodzieży, że płeć jest sprawą umowną! - Dogryzł skutecznie pan Giertych.
Już nie wiem, kto, bo jedząc to chińskie ciastko, ugryzłem się w palec, ale ktoś zasugerował żartobliwie, że Giertych interesuje się Olejniczakiem. I zaraz ha, ha, ha i dalejże hi, hi, hi. Jak na koloniach w piątej klasie szkoły powszechnej.
Tak przy okazji. Daje się zauważyć brak, no poza oczywiście panią Moniką, kobiet w programie, co potem owocuje tak dziwacznymi aluzjami. Jeszcze trochę, a nie będzie wiadomo, kto tu lwiątko, a kto tylko chłopiątko!
Polityczna szkółka niedzielna – 5 – „Bunkier” - 25.05.2006
Mimo, że termometr wskazuje 32 stopnie w skali Celsjusza i za oknem gorący wietrzyk delikatnie potrząsa gałązkami mojego orzecha, a światło słoneczne mami impresjonistycznymi blaskami, mam nieodparte wrażenie, po wysłuchaniu audycji Siódmy dzień tygodnia, że zmysły, którymi postrzegam rzeczywistość musiałem niezawodnie kupić na tandecie.
Depresyjny klimat tej audycji sugeruje, że niczym w jakiejś opowieści SF, tak naprawdę żyjemy w świecie po zagładzie, dożywając w bunkrach, gdzie przez przerdzewiałe włazy ścieka radioaktywna deszczówka, a naszym pożywieniem są świecące w ciemnościach szczury, od czego zmieniliśmy się w ludzkie robactwo, i potrafimy tylko się czołgać w błocie własnych odchodów.
Słucham o możliwym szantażu lustracyjnym, zastosowanym wobec prof. Gilowskiej, niczym o czymś oczywistym. Pan Giertych, sugeruje dodatkowo, że już dawno szykowano taki atak, ponieważ zagrożone zostały interesy mafii. Jak w ogóle można przełknąć taką sugestię? To już bym wolał radioaktywne karaluchy łykać w tym parszywym bunkrze!
Ale co to, kogo obchodzi? Sprawą, która nie cierpi zwłoki, jest wyświetlenie, kto i kiedy poinformował pana Gosiewskiego, pana Giertycha czy nawet panią Jakubiak (wszak szefową kancelarii Prezydenta)? Przedstawiciele opozycji snują sugestie, że pani Gilowska jest kozicą ofiarną, złożoną w ofierze ciemnemu bóstwu Jarosława Kaczyńskiego.
- Została pozostawiona przez PiS, samej sobie, w tak dramatycznej sytuacji! - grzmi pan Rokita. Och, gdyby była nadal w PO, gdzie niczym w jakiejś piechocie morskiej, zawsze się wraca po rannych! Wszak sam pan Rokita, już dawno temu, osobiście towarzyszył pani Gilowskiej do IPN, gdzie niczego nie uzyskał, ale udowodnił swą lojalność! Teraz, dowodzi, że? pani profesor, została wyciśnięta jak cytryna i porzucona.
To już bardzo ponury obrazek. Kto może, niech powstrzyma się od wyobrażenia sobie tej potworności. Dla pocieszenia dodam tylko, że nawet z kawałków wyciśniętej cytryny można mieć jakąś korzyść. Otóż, jeśli ktoś ma ogródek, w którym zalęgły się mrówki, można je płoszyć układając przy wyjściach z ich tuneli kawałki skórek od cytryny. Jeśli będziemy czynić tak w miarę konsekwentnie, mrówki przeniosą się do sąsiada, który jak raz, nie uznaje cytryn, pomny słów W. Gomułki, że dużo lepsza od cytryn jest rodzima kiszona kapusta.
Gdyby tak te skórki cytrynowe płoszyły także lewicę, pan Kalisz niezawodnie siedziałby sobie przy piwku w Czechach, a nie stresował mnie swoimi mądrościami w Radiu Zet. Tym razem odkrył sztywne łącze, które łączy przez cały czas Premiera z Prezydentem. Już się mocno wystraszyłem, znając ostatnie zamiłowania pana Kalisza, ale ten uściślił, że łącze to służy do ciągłego porozumiewania się tych dwóch najważniejszych polityków. Cóż to wszystko znaczy? Czy można rozpatrywać poważnie sugestie, że za szantażem może stać pan sędzia Olszewski? Mówię, że już lepiej te karaluchy łykać!
Aby nie zasłaniać się ciągle tym ględzeniem, też muszę dodać coś od siebie. Uważam mianowicie, że jest nieprawdopodobne, by pani Gilowska była jakimś agentem. Wystarczy jej posłuchać! Żadne SB, nie nadążyłoby nigdy, za jej tokiem wymowy i rozumowania. To tak, jakby jakiś oficer służb wiadomych chciał się czegoś konkretnego dowiedzieć od pana Mikkego. Już przy pierwszej rozmowie zgłupiałby od tego całkowicie. Jest za to możliwe, że sobie darmowe źródło uczynił, pilnie nasłuchując o czym tam sobie kobiety rozmawiają, gdy on w kuchni, dla niepoznaki zmywał naczynia po obiedzie.
Opuszczamy ten przykry wątek, by zająć się sprawą pana Farfała. Gdybym żył lat tysiąc, pewnie bym nie poznał tego okrutnego nazisty. A tak, proszę bardzo. Wpisuję w Google słowo farfał i czytam Neonazista został wiceprezesem TVP, Farfał rasistą itp. Staje tutaj ciekawy problem, od którego roku życia należy mieć ugruntowane przekonania oraz w pełni odpowiada się za napisane słowa. Uwaga, bo można wpakować się w paradoks Zenona: kiedy człowiek jest łysy? Dziwi mnie jedynie głośny lament lewicy, która nie tylko w swych szeregach, ale przede wszystkim, pośród swych idoli intelektualnych, ma pełno byłych stalinistów, którzy nagle doznali iluminacji, a nie były to małoletnie chłopięta, tylko przeważnie stare byki, nierzadko z bogatym dorobkiem intelektualnym, sławiącym Ziutka Słoneczko. No, ale ten straszny Farfał!
Bardzo ładnie i wzruszająco pan Giertych opowiedział, jak to Młodzież Wszechpolska wyrwała tego młodego człowieka ze szponów dzikich narodowców, a dalej przypilnowała go na tyle skutecznie, że skończył studia! Pan Kalisz się obśmiał, na takie dictum, jak dobrze odkarmiona norka, ale chyba tylko po to, aby nadziać się na znakomitą ripostę pana Giertycha. Uwaga cytat! - Gdyby w pana młodości, istniała Młodzież Wszechpolska, mógłby się pan Kalisz do niej zapisać, i dzięki temu wyrosnąć na porządnego człowieka!
Ta wypowiedź, rozjaśniła na chwilę mroki w bunkrze, ale chyba tylko po to, by jeszcze lepiej dostrzec pleśń i chorobliwie białe grzyby, wyrastające ze wszystkich szczelin. Oto pan Rokita powtarza swe tezy o procedurze impeachmentu, do jakiej, wedle niego niebezpiecznie zbliżył się Prezydent Kaczyński. Uparcie powtarza, zaznaczając dodatkowo, że mówi jasno i wyraźnie. To prawda! Do każdego musi dotrzeć ta wypowiedź pana Rokity. Mam wrażenie, że oto przy mikrofonie zasiadł ktoś, kto uważa siebie samego, zarówno za początek, jak i koniec ostateczny, wszelkiego bytu. Solipsyzm polityczny?*
Jak tu wierzyć, że za oknem taki piękny dzień? Przez chwilę, całkiem poważnie zląkłem się, i nawet na moment musiałem wyjść na dwór, by pochodzić sobie boso po trawie, której z winy Mundialu, nie miałem czasu skosić. Jednak chyba, nie ja w bunkrze? Skoro nie ja, to może oni? No, może nie wszyscy, ale kilku na pewno! Wracam, prawie już spokojny do domu, a tu mijając włączony telewizor, kątem oka widzę pana Leppera, jak rej wodzi, między jakimiś rolnikami? chyba. Czy ja coś komuś zrobiłem strasznego w ostatnim czasie? Fakt, że jako szesnastolatek?.
Polityczna szkółka niedzielna – 6 – „Spisek” – 9.07.2006
Sześćset milionów lat temu, kiedy politycy, którzy dzisiaj sprawują władzę albo tak doskonale spisują się w opozycji, błąkali się jako dziwaczne rojowiska rojeń po wszechświecie, na poddaszu jednego z budynków, budzącego grozę ministerstwa spraw bardziej niż tajnych, nocami zbierali się urzędnicy, by projektować przyszłe spiski.
Akurat miałem tak osobliwe szczęście, że gdy kiedyś sprzątałem ze stołu resztki po kolacji, udało mi się usłyszeć fragment dyskusji, dotyczący odwołania Premiera Marcinkiewicza.
Spisek nie był jeszcze dopracowany, a ustalenia dość dalekie od prawdy, tym bardziej, że większość dyskutantów, najwyraźniej owładniętych jakąś manią, upierała się by dla większego efektu uczynić braci Kaczyńskich, już nie bliźniakami, ale braćmi syjamskimi.
Fakt, że tworzyłoby to zupełnie nową sytuację, pełną niuansów ciemnych, pokrętnych insynuacji oraz międzynarodowych implikacji. Na szczęście przez tyle milionów lat, stanowisko radykałów zostało stępione i musimy zadowolić się tym, co mamy. A co mamy?
Mamy zmianę premiera. Oto z ławki podnosi się super rezerwowy, by popchnąć męczącą się w środku pola drużynę do śmiałego ataku, niczym pan Frankowski w meczu z Austrią. Ciekawostką jest fakt, że ten zawodnik jest jednocześnie trenerem i prezesem. Ba, w chwilach zagrożenia naszej bramki, bez chwili wahania wyciąga z kieszeni gwizdek, śmiało odgwizdując spalonego. Złośliwi twierdzą, że strzelając gola, potrafi jednocześnie siedzieć na trybunie honorowej, gdzie kiwa z aprobatą głową i klaszcze z całych sił.
Dlatego też niezmiernie zdziwiły mnie niektóre opinie wygłoszone w dzisiejszym Siódmym dniu tygodnia, przez zaproszonych gości. Ale zanim zacznę komentować, muszę złożyć donos na poranny wyczyn pani Moniki Olejnik. Otóż ta znana dziennikarka, widząc przecież, że pan prof. Geremek właśnie zakąsił i popija kawą, w tym momencie, nie może się powstrzymać od zadania panu Profesorowi pytania!
Pan Profesor się krztusi, a ja i setki tysięcy słuchaczy krztusimy się wraz z nim! Włosy mi dęba stanęły z przerażenia, i przez chwilę wyglądałem jak niejaki Afric Simon. Żona tak się przelękła mojego wyglądu, że dostała czkawki a idąc do kuchni nadepnęła kota Grubka na ogon, a kot?. Pani Moniko! Taka jest siła mediów. Na przyszłość proszę uważać!
Na dodatek, przez to zakrztuszenie, myśl pana Profesora ześlizgnęła się w strefę cienia, dzięki czemu dowiedzieliśmy się, że pan Profesor, działania obecnego rządu ogląda przez pryzmat sztuk Szekspira. Zbyt popularny premier, zostaje zrzucony ze szczytów władzy w przepaść poniżenia i samotności, przez demonicznych bliźniaków. Fajnie by było.
Grube kotary, cienie w kamiennych korytarzach, sztylety i cykuta. Bezlitosny wiatr, chłoszczący deszczem postać przywódcy, gdy ten nocą, na szczycie wieży w samotności zmaga się z dylematami władzy, wznosząc ręce ku ciemnemu niebu. Fajnie by było, powtarzam. Wydaje mi się jednak, że raczej Molier, byłby bardziej na miejscu.
Jest jeszcze lepiej, gdy pan Profesor odpowiada na krążące wokół stołu pytanie, czy zna przypadek by bracia jednocześnie rządzili jakimś krajem. Pan Profesor nie przypomina sobie czegoś takiego, ale przytacza przykład Bolesława Krzywoustego, który brata dążącego do władzy oślepił, a następnie zabił. Wszyscy obecni, przytomnymi będąc, przecież nieco zgłupieli przy stole. Cóż tu rzec?
Jeśli chodzi o barwność języka, wyróżnił się oczywiście, powracający do formy sprzed Mundialu, pan Rokita. Przyglądając się mechanizmom zmiany na stanowisku premiera dostrzegł niepokojące podobieństwo konferencji prasowej, na której wystąpili panowie; Marcinkiewicz i Jarosław Kaczyński do procesu pokazowego.
Rzekomo pan Marcinkiewicz wyglądał i zachowywał się jak skazaniec, gorliwie aprobujący zasadność zarzutów i przyszły wyrok. Jak w komunistycznych Chinach! Dowodził pan Rokita.
Oj! Wkurzył się pan Kamiński z PiS. I tak szczęściem dla pana Rokity, nie ten groźny Kamiński, a ten spokojny. Bywalec.
Spójrzcie Państwo, jak różne obrazy wywołują używane przez naszych polityków porównania, luźne skojarzenia. Pan Geremek powyżej. Pan Rokita to chłód, przesłuchanie z użyciem przemocy, aparatczycy o jednakowych twarzach, ferujący wyroki, na podstawie tajnych zarzutów. Gdyby inni troszkę odważniej się odsłonili!
Z czym na przykład może się kojarzyć ględzenie pana Olejniczka? Olej rozlany na wodzie, plama? Butelka po oleju, w którą jakiś dobrodziej nalał marnego piwska, i teraz mnie częstuje. Kto taki smakosz osobliwy? Niech pije na zdrowie! Ja w nogi!
Swoją drogą, bardzo dziwnie brzmią zarzuty dotyczące zmiany premiera w ustach przedstawiciela PO, które to ugrupowanie nawoływało głośno, by właśnie pan Jarosław Kaczyński został premierem. Pan Rokita klaruje panu Kamińskiemu,że on nie! To ten cały Tusk!( w domyśle) Jednocześnie klaruje, że ten rząd był bierny, co wielokrotnie wytykał mu słynny gabinet cieni PO. Moim zdaniem rząd bierny, bywa lepszy niż rząd aktywny, gdyż ta aktywność przejawia się zwykle sejmową legislacyjną s...ą.
Spisek, polegający na tym, że lider zwycięskiej partii zostaje premierem, jest tak dziwaczny i skomplikowany, że wcale nie dziwi to sześćset milionów lat poświęconych dopracowywaniu szczegółów. Nic dziwnego, że w obliczu takich eonów, podczas których czekał w uśpieniu zmarły Chulthu, pana Rokitę ogarnęła, jak sam raczył powiedzieć melancholia.
- Rządy braci Kaczyńskich, będą rządami kaprysów.
A mi nieszczęsnemu prostakowi, zaraz ? Kaprysy? Goi, przed oczami. Brrr! Należy dodać na marginesie, że podczas internetowego czatu prezydenta Rosji, jeden z rosyjskich internatów zadał pytanie.
- Kiedy obudzi się Cthulhu?
Otóż informuję, szanownego PT ciekawskiego Rosjanina, że wedle wyobrażeń niektórych polityków polskiej opozycji, nie dość, że się obudził, to jeszcze zajął bardzo ważne stanowisko. Kto nie wie o czym piszę, niech sięgnie po książki Lovecrafta.
Osobnym zmartwieniem większości dyskutantów, jest to, jak bardzo niekorzystnie na obraz Polski w oczach "Świata" wpłyną obecne zmiany? Czy Świat jest gotowy na rządy braci bliźniaków?
Pani Monika Olejnik - Mam nadzieję, że świat jest na wakacjach!
O nie! Był na wakacjach, podobnie jak wiele autorytetów moralnych, gdy pan Prezydent Kwaśniewski, na skutek bólu nóżki bujał się na cmentarzu w Charkowie. Teraz właśnie z urlopu wrócił, by cenzurować, pouczać i rozdawać kuksańce!
O ile oczywiście za "Świat" uznamy grupy lewicowych idiotów, z braku innego zajęcia zajmujące się polityką i mediami.
Mam pomysł, że skoro tak straszne międzynarodowe odium może spaść na nasz Kraj, tylko przez to, że premierem zostanie pan Jarosław Kaczyński, należy pójść śladem PZPN, zatrudniając premiera z zagranicy. Można użyć nawet tych samych argumentów!
A jacy kandydaci na ławce rezerwowych!
1. Silvio Berlusconi ( Włochy) agresywny, wesoły, pracowity. Nie dał by z pewnością pomiatać Polską na arenie międzynarodowej. Ten cały Schulz, miałby się z pyszna!
2. Mart Laar ( Estonia)- człowiek, który potrafił przeprowadzić takie wolnorynkowe reformy, jakie naszym mądralom nawet się nie śnią. Pracowity i tani w utrzymaniu.
3. Julia Roberts(USA)- ale by szczęka opadła Chirackowi! Pracowita, nie zna polskiego, trochę ładniejsza nawet od pana Marcinkiewicza.
Są jeszcze inni kandydaci, ale to już pole do popisu dla PT czytelników. Tak źle się działo za rządów Batorego? A taki Aznar? Też kotu spod ogona wypadł!
Jak Europa! To Europa!
Polityczna szkółka niedzielna – 7 – „Jajowaty stół” - 03.09.2006
To zdanie przypomniało mi się dziś rano, gdy bawiąc się w łóżku z moim małym sprytnym synkiem w podrzucanie misiów do sufitu, jednocześnie swym prawym uchem przysłuchiwałem się dyskusji naszych polityków w audycji "Siódmy dzień tygodnia".
Słowa o "prawym uchu" nie są deklaracją polityczną ani lotną aluzja do spraw wiadomych, a wynikają z ustawienia radia, na szafce po prawej stronie łóżka.
Oczywiście była to dyskusja bardzo emocjonalna i jak to zwykle bywa w tym programie raczej przerażająca niż pouczająca. Jasne jest, że zaczęło się od sprawy śp. Jacka Kuronia, a że w studio był obecny pan Giertych, każdy przeciętnie obeznany w polityce człowiek zupełnie łatwo mógłby sobie całość zrekonstruować, tym bardziej, gdy dodam, że listę obecności podpisali między innymi, także panowie Smolar, Rokita i Szmajdziński.
Muszę tu zacytować pana Szmajdzińskiego, który tak osobliwie wypowiedział się o roli Okrągłego Stołu, że nawet mnie trochę zatkało.
- Gdyby nie Okrągły Stół, nie mógłby pan wypowiadać publicznie takich poglądów!
Po pierwsze, zawsze można było publicznie wypowiadać swe poglądy, tyle, że można było otrzymać recenzje za pomocą pałki milicyjnej albo uzyskać możliwość przemyślenia swych poglądów w "ciupie".
Po drugie, z tej wypowiedzi można wysnuć, że przecież to pan Szmajdziński wraz z towarzyszami by tej wolności słowa skutecznie zapobiegał. To trochę samobójcze w ustach polityka, który broni demokracji przed "czarną zarazą"
Po trzecie, wydaje mi się, że w czasach comies, publiczne atakowanie Jacka Kuronia, raczej nie podlegało sankcjom karnym.
Po czwarte myśl, że bez Okrągłego Stołu, Polska byłaby taką Kubą Europy 2006 jest raczej żałosna niż zabawna.
Co do tego przysłowiowego już mebla pojawia się nawet wątpliwość, czy nie był on jednak nieco jajowaty. Jakby to źle brzmiało! A kto zna opowiastkę o "jajku Kolumba" wie, do czego tu autor "pije".
Obrady jajowatego stołu! Jakże marna by z tego powstała legenda, a tak wszystko zaraz kojarzy się z Camelotem i tylko dociekliwi mogą dopytywać się, kto był tym całym Królem Arturem? A kto Lancelotem? A kto był giermkiem Lancelota i zamiast podniecać się symboliką nagich mieczy, gdzieś w piwnicach ważył trzosy. No kto?
Mój stosunek do tych słynnych obrad przypomina stosunek Charlesa Forta do różdżkarstwa, dzięki czemu mogę znowu zacytować geniusza pseudonauki.
- Mamy teraz tak wielu uczonych, którzy wierzą w różdżkarstwo iż podejrzewam, że to jednak może być tylko bajka?
I jeszcze jeden cytat, który zamieszczam tylko po to by dodać sobie powagi a który odnosi się do kosmitów, którzy zdaniem Forta niewątpliwie odwiedzają Ziemię.
"Oni mogą zacząć wyznawać nasze religie. Oni straciwszy wszelkie poczucie przyzwoitości, mogą zostać profesorami wyższych uczelni. Skoro raz się zacznie upadek, to staczamy się szybko w dół. Oni mogą skończyć nawet jako członkowie Kongresu!"
No, teraz zauważam, że i ten cytat nie jest tak bardzo oderwany od tematu! To jest w ogóle problem zasadniczy! Rodzi się zupełnie nowy sposób postrzegania historii! Niechże wreszcie historycy przestaną wymądrzać się o Nabuchodonozorze albo o innej bitwie pod Grunwaldem!
My mamy nie wiedzieć, co się zdarzyło 17 lat temu, a podważanie uznanych za słuszne ocen, pan Smolar nazywa "podważaniem naszych nowych tradycji" Naprawdę tak powiedział, a że nie dodał świeckich to już takie chyba przeoczenie.
W fragmencie dyskusji dotyczącym lustracji pojawił się problem tzw. danych wrażliwych. Jedyną jasną i sensowną radą błysnął pan Rokita. Sprowadza się ona do tego by ujawnić wszystko "jak leci" a potem się martwić. Taka postawa musi budzić szacunek, tym bardziej, że pan Rokita nie jest gołosłowny i opublikował swoją teczkę w całości wraz z tymi różnymi "pierdołami" i faktycznie to nikt z żadnych tam zawartych "sensacji", przeciw panu Rokicie niczego nie wysnuł.
Muszę tu dodać argument wspierający pana Rokitę. Ujawnienie tak zwanych danych wrażliwych, w najgorszym przypadku może być potraktowane przez opinię publiczną na równi z denuncjacjami jakiegoś Faktu, czy innego Super Ekspresu. Należy zwrócić uwagę, że od kilkunastu lat cała sfora dziennikarzy ugania się za "wrażliwymi danymi" dotyczącymi polityków i nie tylko, a jakoś żadne z tego tragedie nie wynikają. Można sobie przeczytać o kochankach pana Pawlaka i jakoś nie wzburza to tłumów! A śmiech to zdrowie.
Argument, że w tych całych teczkach jest dużo kłamstw, zmyśleń i przeinaczeń, pochodzących od złośliwych TW a godzących w znane autorytety jest mało poważny i wynika z kompletnego braku zaufania polityków do tak zwanej opinii publicznej. Jest to chyba spowodowane ich własnym doświadczeniem, które można przedstawić w taki sposób.
Jeśli ktoś jest na tyle głupi, że głosuje na mnie i moją partię, Tak głupi że ufa naszym obietnicom. Jeśli ktoś jest takim głupkiem, że bełkot jaki produkujemy na potrzeby kampanii wyborczych bierze za program gospodarczy, to niezawodnie uwierzy w każde kłamstwo sfabrykowane przez kapusiów z SB!
No nie wiem, ale ja postuluję o więcej zaufania do nas, maluczkich!
I jeszcze błagam panią Monikę Olejnik, by "nie wyjeżdżała od razu z pyskiem" na każdego, kto w sprawach historii, obyczajów, czy nawet wymienionych z nazwiska autorytetów ma inne zdanie, niż ona, nawet, jeśli tym kimś jest pan Roman Giertych. To jest strasznie niezdrowo tak się rano podniecać i jeszcze mnie denerwować przy okazji, a muszę zaznaczyć, że nie jestem niczemu winny, ale sprowokowany ośmielę się zapytać.
Czy to jest jakaś sekta polityczna, która wykluła się gdzieś w miejscu ciepłym a wilgotnym a która widząc, że traci wyznawców tak dziwacznie reaguje na najmniejszy brak szacunku, wobec któregoś ze swych idoli?
Jeśli tak, jest to wyjątkowo zaściankowa i kołtuńska sekta, której uroszczenia sięgają tego, co należy myśleć, mówić i pisać, by być uznawanym za porządnego człowieka, a obok górnolotnych frazesów o wolności słowa, ma w swym repertuarze zwyczajną chamską napaść na każdego, kto się ośmieli myśleć, mówić i pisać, nie wedle raz wymyślonego szablonu. Hej!
Ostrzegam, że naprawdę nie da się wymusić szacunku nawet dla pana Michnika, no chyba że przez serie procesów prasowych. Hej! W mojej czarnej duszy rodzą się niepokojące pytania.
Czy jest to spór polityczny, czy może podważanie prawa własności?
Czy problem ucieczki elektoratu od jedynie słusznej opcji, nie jest zwykłą ucieczką niewolników od zdziwaczałego Pana?
Kto ruszy w pogoń za uciekającym elektoratem, by schwytanych żelazem rozpalonym znaczyć, skoro nawet gończe psy już w innych psiarniach się byczą?
Czas na cytat z Ch.Forta, który nawiązuje do motta i jest pointą tego tekstu.
"Ktoś, kto ma do nas zupełnie legalne prawa, uzyskane siłą, lub w wyniku zakupienia za coś w rodzaju paciorków od naszych poprzednich bardziej prymitywnych właścicieli"
Jeszcze przy okazji, jak to mówią na wsi - ni z gruszki ni z pietruszki - pani Monika kazała się zachwycać sopockim występem sir Eltona, który odkąd w pełni ujawnił się jako gej, zyskał status, o jakim nie mógł marzyć podczas poprzedniego pobytu w Polsce. Wówczas w recenzjach roiło się od określeń typu - kabotyński show, spasiona żaba na białym fortepianie, pan Ropuch "Jutro poczytam sobie recenzje" Co tu ma do rzeczy ten zasłużony muzyk?
Ale dopiero pytanie Ch. Forta, może PT Czytelników wprawić w osłupienie. Ambroży Bierce zniknął w Teksasie. Niejaki Ambroży Small zniknął w Kanadzie.
Czy ktoś kolekcjonuje Ambrożych?
Też chciałbym to wiedzieć!
piątek, 24 lipca 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz