Rozważania astronomiczne mojego pięcioletniego synka, że podobałby mu się Jowisz, ale tam nie można grać w piłkę, bo Jowisz to planeta gazowa, została zakończone zadanym mi retorycznym pytaniem:
- Czy można grać w piłkę na gazie?
Odpowiedź na tak postawione pytanie wydaje się z pozoru oczywista, przynajmniej, jeśli chodzi o możliwość zorganizowaniu na Jowiszu meczu piłkarskiego. Z drugiej jednak strony wystarczy napisać „na gazie” a udzielenie właściwej odpowiedzi dziecku staje się zadaniem cokolwiek skomplikowanym.
Ale nie chodzi mi tutaj o to, żeby koniecznie badać alkomatem wychodzących na boisko piłkarzy.
Rzecz w tym, skąd nagle w małych dzieciach pojawiają się tak abstrakcyjne zainteresowania, jak na przykład u mojego Krzysia zainteresowanie kosmosem. Nikt nie potrafi sobie przypomnieć, od czego to się zaczęło. Czy od wieczornego letniego spaceru połączonego z pokazywaniem planet i konstelacji, czy spacer odbył się już w ramach synkowego hobby? Nikt nie pamięta. W każdym razie gdzieś tak od sierpnia, Krzysztof lubuje się w sprawach kosmicznych. Z plasteliny lepi układ słoneczny, dbając – wedle atlasu o barwy i rozsądną wielkość planet. Wypytuje o planety, odległości, księżyce, gwiazdy. Ich barwę, panującą na nich temperaturę – o to ile trwa tam rok i różne takie.
Ma, i każdy z osób rozmawiających z nim na ten temat, też musi mieć swoją ulubioną planetę, poza Ziemią oczywiście. Musi mieć i potrafić swój wybór uzasadnić.
Krzysztof lubi Saturna i łatwo udowodni, że jest to najlepsza planeta z planet na których nie ma życia.
Ogląda w książkach, ogląda w Internecie – wystarczy, że usłyszy, powiedzmy z telewizora słowo gwiazda czy planeta – już stoi na baczność przed ekranem. Nie muszę dodawać, że słowo gwiazda często słyszy wypowiadane w obojętnym dla niego kontekście.
Z zainteresowaniem oglądał na przykład „ET” ale na końcu rozpłakał się biedak, bynajmniej nie z powodu wzruszającego rozstania chłopca i małego przybysza z gwiazd, tylko dlatego, że nie pokazano planety z której przybył kosmiczny malec.
Narysował w złości jakiegoś koszmarnego faceta z krzywą gębą, a potem przyszedł wypytać mnie o nazwisko twórcy filmu. Spielberg – mówię.
Ohydny jest ten reżyser! – ocenił rozczarowany synek.
Zresztą Krzysztof nie tylko się uczy, ale też przepytuje i naucza, przez co podstawowa wiedza astronomiczna rośnie nie tylko wśród rodziny, znajomych córek – ale także wśród pań sprzedawczyń w sklepach. Biada temu, kto nie zna kolejności planet w Układzie Słonecznym albo nie wie o wykreśleniu z listy planet Plutona, którego od czasu do czasu lubi wyśmiać jako byłą planetę.
Napisałem o tej pasji, ponieważ przed chwilą Krzysztof pouczał w kwestii planet naszego nienarodzonego jeszcze wnuka przemawiając do brzucha mojej córki.
- Tłumaczę mu już teraz, żeby wiedział wszystko o planetach jak się urodzi, na wypadek gdyby lekarz go się pytał w szpitalu!
To jest dopiero wczesna edukacja! To dopiero zapobiegliwość, przy której bledną pomysły wcześniejszego posyłania dzieci do szkół.
I jaki miły nauczyciel z kredkami w rączkach.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz