Co za dzień mnie dzisiaj napadł!
Od rana już było źle.
Paląc w piecu, a każdy przytomny to chyba wie, że najpierw gazetą rozpala się ogień – tak robiłem, i przeglądając sobotnią „Rzepę” przeczytałem, że w styczniu zmarł Witek Różański – poeta.
Czyli ten cały Stachura, wreszcie się doczekał, by razem z Potęgową i Witkiem mógł zrobić „szał” w tej ich niebiańskiej tancbudzie.
I to mnie zabolało. Nie, że beze mnie, nie, że umarł kolejny poeta, o którym świat zapomniał, ale, że ja się o tym dowiedziałem z Rzepy – po miesiącu, choć to był nasz człowiek. „Poznańczyk” - Do jasnej cholery!
Poeta, z którym w dawnych czasach raz jeden piłem wino. Tyle, że ja byłem młody a on był pijany – Akurat taki pech.
I tak to mnie wkurzyło, że nas „kupa luda” a najlepsi odchodzą cichutko, przemykając się pomiędzy. Czy wrzeszczymy zbyt głośno? Aż tak siebie samych zagłuszamy?
+ Wincenty Różański – Pan Poeta z Poznania!
Potem już tylko oglądałem starodawne filmiki – Braci Lumiere, kroniki Edisona – pierwsze fabuły. Kilka razy oglądałem „Dziewczynkę z kotem” – wysłonecznioną impresjonistyczną etiudę. Chłopców skaczących do oceanu, ponuraków przechadzających się po plaży w Brighton. Oglądałem tenisowe zmagania pań w sukniach długich do samej ziemi oraz prężących się zapaśników z roku 1899 – i filmy Melisa i fragmenty Griffitha, i „Napad na Expres” Portera z roku 1903.
Potem skoczyłem na pola bitew pierwszej światowej.
Widziałem pobojowisko – fragmenty ciał wystające z błota pól bitewnych niczym drogowskazy kierujące ciekawskich wprost do piekła.
Obejrzałem rajski Berlin roku 1936 i kilka przecudnych robinsonad Ricardo Zamorry.
Potem egzekucja Mussoliniego.
Siedzi okrakiem na krześle i dostaje po sowiecku strzał w potylicę. Taki sam dostaje jego 33 letnia wówczas kochanka – Clara Pettaci – potem leżą na placu, a „wiara” się przepycha by opluć zwłoki. W końcu wieszają te sponiewierane zwłoki za nogi – nie bardzo kumam za co tę laskę, ale niech wam będzie, że jest to ok. Młodzi ludzie śmieją się na rampie zainscenizowanej naprędce szubienicy.
Dwudziesty wiek!
Jeszcze filmie z autopsji zwłok dyktatora. Patrzą –mierzą mu ramię. Ścieg na brzuchu – zakryte przyrodzenie. Nagi i sponiewierany Duce. Ok.? Ok! – ale ta Clara wciągana na rampę szubienicy za zgrabne przecież nogi. Tak sponiewierana – o cholera!
Ale to nie moje zmartwienie w końcu.
Stachura napisał:
„Gdzie nas powiedzie skrajem dróg
Gzygzakowaty życia sznur...
[...]
Tam nas powiedzie, gdy nadejdzie czas,
Gdzie Potęgowa teraz jest – to raj
Tam urządzimy wtedy wielki bal;
Hej, Potęgowa; hej, Witek i ja.
I inni co pomarli i co zginą z nami:
Bracia – włóczędzy z drogi pod chmurami,
Spotka tam w raju nas się kupa luda!
Hej, od tupania zadudni niebieska tancbuda! „
Mógłbym to wam zaśpiewać, ale czy ładnie, to sam nie wiem? Słabo śpiewam! Lepiej niech sobie każdy wyobrazi, tak jak umie.
Mógłbym zatańczyć z Clarą Pettaci, albo chociaż ją przytulić na chwilę, by tak strasznie obnażona nie musiała tańczyć na przeklętym sznurze. Bo to boli.
Ej, a widzieliście kiedyś film „Paris1900”?
Pan Aleksander Jackiewicz w swojej „Latarni magicznej” opisuje taką oto scenę z tego filmu – Scenę do której dzisiaj nie dotarłem. Chodzi o faceta, który niczym ptak próbuje sfrunąć z Wieży Eiffla.
„To właśniewidac w owej cudownej sekwencji człowieka – ptaka, gdzie dostrzec można jak na dłoni, iż biednego szaleńca ogarnia strach, i że sam już rozumie absurdalność swojego przedsięwzięcia. Ale kamera jest przy nim, utrwala go dla wieczności, więc ten nie ośmiela się rozczarować oka pozbawionego duszy. Od tamtej chwili, tak długo jak będzie trwać kino, człowiek – ptak będzie się bał, wahał, skakał i umierał”
Tak jak Witek Różański, jak każdy poeta, jak każdy pieprzony... człowiek – ptak!
piątek, 24 lipca 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz