piątek, 24 lipca 2009

Golem 1/1 Rybitzky

Rybitzky siedział wygodnie rozparty w fotelu – przymknął oczy i uśmiechał się błogo.
Kręcący się po korytarzach działacze na wszelki wypadek udawali, że go nie poznają, mimo tego, iż od trzech dni fotografie przedstawiające Rybitzky`ego urozmaicały szpalty gazet, a słynny fragment programu Lisopulosa w którym starł się z Palikotasem - królował w telewizjach - jako egzotyczna ciekawostka prezentowany zdumionym tubylcom na Jamajce, w Brazylii czy innym Zairze.
Jeden, jedyny raz dobiegła uszu Rybitzky`ego rzucona piętro niżej zbyt głośno uwaga z której wynikało, że Kaczokratos zje Rybitzky`ego na obiad.
Jakaś pani roześmiała się w odpowiedzi na ten koncept, nieco zbyt histerycznie – w sposób zupełnie nie licujący z panującą w siedzibie Praw i Sprawiedliwości – powagą.
Towarzyszący Rybitzky`emu, Marian Zmyślony okazywał większe zdenerwowanie niż Rybitzky, mimo że przecież nie jego czekało spotkanie z rozwścieczonym Kaczokratosem. Był tylko osobą towarzyszącą, gdyż powodowany blogerską solidarnością eskortował i osłaniał Rybitzky`ego w drodze z dworca do siedziby partii.
Rybitzky w kapturze nasuniętym na czoło oraz w ciemnych okularach nie wzbudzał zainteresowania przechodniów, za to sam Marian, a właściwie jego szalik, szalik kibica warszawskiej Polonii wzbudził zainteresowanie grupki kibiców Legii stojących przed sklepem z damską konfekcją. Zaczęło się od wyzwisk pod adresem Polonii reprezentowanej akurat przez Zmyślonego a skończyło próbą odebrania szalika.
Gdyby doszło do mordobicia, nasi bohaterowie byliby niestety w mniejszości, wyrażającej się stosunkiem dwa do sześciu.
Na szczęście, gdy szykujący się do walki w obronie swojego własnego ochroniarza Rybitzky zdjął ciemne okulary, kibice Legii uznali za stosowne zamiast bić i szarpać - gratulować i cieszyć się z tak niespodziewanego spotkania. Doszło do poklepywania po plecach a nawet wznoszenia okrzyków wychwalających postępek Rybitzky`ego oraz piętnujących nędzę moralną, chciwość i głupotę właścicieli telewizji TVN oraz demokratycznie wybranych władz Warszawy.
Od tej chwili cała ósemka szła razem i teraz Marian niespokojnie wyglądał przez okno, czy kibice Legii już odeszli spod siedziby partii, bo mimo wszystko niezbyt uśmiechał mu się powrót w ich towarzystwie. Wystarczył jakiś zabłąkany paparazzi i kompromitacja na Konwiktorskiej gotowa!
Na szczęście nigdzie ich nie dostrzegł i uspokojony, odzyskawszy pewność siebie, zwrócił się do pobladłego młodzieńca, który z plikiem komputerowych wydruków dreptał nerwowo przed drzwiami gabinetu Prezesa, mrucząc coś rytmicznie pod nosem.
- A ty co przeskrobałeś, kolego?
Pobladły młodzieniec przerwał swą mechaniczną szeptankę i nieprzytomnie spojrzał na pytającego.
- Ja? Ja nic nie przeskrobałem! Co też panu przyszło do głowy? Ja chcę się zaczepić w dyplomacji. Mam dyplomy i znam języki, ale niepotrzebnie się wyrwałem przed Kaczokratosem z Rygą. Prezes się na mnie uwziął z powodu tej Rygi.
- Jest pan sekowany przez Prezesa z powodu stolicy Łotwy? Często czytałem, że u was w Pisie panuje reżim, ale…
- Ciszej! Bardzo pana proszę. To moja wina, bo wdałem się w rozmowę o Litwie i tak mi się jakoś wyrwało, że mi się Ryga bardzo podoba i teraz przez Rygę, prezes odpytuje mnie ze stolic A teraz na świecie jest tyle krajów a na domiar złego ciągle powstają nowe. Ostatnio poległem na Kazachstanie.
O rany, wchodzę! – zdążył jeszcze wyszeptać pobladły młodzieniec, zbladł jeszcze mocniej i wszedł do gabinetu a zamiast niego na korytarzu pojawiła się Ufka – legendarna asystentka Kaczokratosa z dorodnym kotem na rękach.
- O, pan Rybitzky – uśmiechnęła się i podała podrywającemu się z fotela Rybitzky`emu, dłoń.
Za chwilę Prezes pana przyjmie. Jeszcze tylko sprawdzi kompetencje tego młodzieńca – tu uśmiechnęła się i dodała konfidencjonalnym szeptem – Niech pan sobie wyobrazi, że prezes przepytuje go ze stolic. Pewnie się tym razem obkuł na blachę, ale nie jestem pewna, czy jest gotowy na Burkina Faso? Proszę czekać spokojnie, ja pana poproszę i głowa do góry, nie będzie tak źle!
W tym momencie otwarły się drzwi i na korytarzu pojawił się niegdyś blady a teraz mocno zaczerwieniony młodzieniec, o wyrazie twarzy, wyrażającej wielkie cierpienie. Patrząc na niego, Rybitzky zawstydził się, że kiedyś mówił o sobie jako o „cierpiącym pisowcu”
- Wagadugu, Wagadugu, Wagadugu – powtarzał kandydat do służby dyplomatycznej i z tym tajemniczym słowem na ustach zszedł po schodach, znikając ostatecznie z tej opowieści.
Ufka delikatnie postawiła kota na podłodze, pogroziła mu dobrotliwie palcem i wróciła do gabinetu Prezesa, zamykając za sobą drzwi. Kot rozejrzał się czujnie dokoła. Otarł się przymilnie o nogi Zmyślonego po czym wskoczył z impetem na parapet.

Kaczokratos klepał otwartą dłonią w blat biurka i śmiał się radośnie jak uczniak, który spłatał dobrego figla.
- Kochana moja Ufko! Już ja go nauczę, skoro szkoła go nie nauczyła. Pewnie pani sądzi, że to okrucieństwo z mojej strony, ale przecież nawet ja muszę mieć jakąś rozrywkę. Zanim wezwiemy Rybitzky`ego, omówimy dwie sprawy. Tak na marginesie, co to w ogóle za nazwisko – Rybitzky?
- To nazwisko Rybitzky`ego - panie Prezesie – Ufka nie mogła sobie darować błyśnięcia oczytaniem i zdolnością do wykorzystywania tej oczywistej zalety przy tworzeniu zgrabnych bon motów.
- Pani Ufko, jak pani nie kochać? Pani zawsze musi błysnąć swoim oczytaniem. Pytając, wiedziałem przecież, co pani odpowie! To świetne! W sumie chodziło mi o to, czemu on nie jest Rybicki ani nawet Rybitzki, tylko akurat z tym „y” na końcu. On jest przecież z Wrocławia Moim zdaniem to bardzo dziwne, ale zanim przejdziemy do naszego mistrza „brudnego, raciborskiego jujitsu” muszę pani coś pokazać.
Tutaj są statystyki korespondencji, jaką dostaję jako szef największej partii opozycyjnej w Polsce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz