piątek, 24 lipca 2009

Golem 2 - Parakalein

Parakalein rąbał drewno na opał.
Przed drewnianą szopą piętrzył się stos pociętych na plastry pni oraz drugi, daleko większy i bardziej rozwichrzony, rozmaitej grubości gałęzi.
Do pracy zagonił swoich przyjaciół: Zbyszka, Kazka i Parakaleina. Nie zapomniał też o Baśce.
Wyjaśnijmy od razu, że Parakalein nie należy do mężczyzn, którzy do rąbania drzewa zaganiają kobiety. Baśka jest piłą, Zbyszko ostrym toporkiem, Kazek siekierą a Parakalein również siekierą. Bardzo potężną i ciężką siekierą, taką siekierą, jaką się bierze do ręki dopiero w ostateczności.
Oczywiście nikt nie wiedział, że Parakalein nazwał największą siekierę własnym imieniem, w ogóle nikt nie wiedział o zwyczaju nadawania imion narzędziom, których używał, aby te lepiej pracowały.
Pomysł zaczerpnął od sąsiada ogrodnika, którego podsłuchał przypadkiem, gdy ten przemawiał czule do swoich roślin.
- No, Kazek, łupej mi tu piknie na scypecki... - burknął pod nosem i zaczęli pracę.

Parakalein rąbał drewno. Wokół zapachniało lasem. Ostro świeciło chłodne, październikowe słońce i świat wydawał się idealny w swojej prostocie.
Kiedy na chwilę przerywał by rękawem kraciastej, flanelowej koszuli otrzeć pot z czoła z przyjemnością spoglądał na intensywnie zielone stoki pagórków i majaczące w oddali ośnieżone szczyty, miał wrażenie, że patrzy na wyidealizowaną tapetę na ekranie swojego laptopa.
- Czołem sąsiedzie! Piękny widok, prawda? - KJ Wojtas uśmiechał się zza płotu - Dobrze jest zacząć pracę w taki dzień. Nie chcę przeszkadzać, ale dzisiaj rano listonosz zostawił u mnie dwadzieścia cztery przesyłki z Chin dla sąsiada. Złośliwi są i konsekwentni nasi żółci bracia. Niech Pan zwróci uwagę, że u nas już wszyscy o całej sprawie zapomnieli a oni przysyłają i przysyłają. Szkoda tylko, że przeważnie Chopina, ale z drugiej strony...
- Kapecke książek tyż było: Lem, Sienkiewicz - dyć faktycnie Chopina to już aż na dość. Tela dobze, że muzyka to muzyka, bo jak książki po chińsku to nijak z nik pozytku ni mo.
- Rozsyłam, rozdaję, a te pieruny zaś ślą i ślą.
- Ich jest miliard z hakiem, drogi Parakaleinie. Chyba Pańska komórka dzwoni! Ustawił sąsiad „Etiudę rewolucyjną" jako dzwonek? Tego się po sąsiedzie nie spodziewałem!
Parakalein podszedł do jabłoni, zdjął przewieszoną przez gałąź kurtkę i wygrzebał z kieszeni telefon. Spojrzał na wyświetlacz -
Spojrzał na wyświetlacz - KJ pocekaj, to Rybitzky dzwoni!
Wojtas nie tylko poczekał, ale nawet odsunął tajną sąsiedzką sztachetę, nie bez pewnego wysiłku przedostał się na podwórko Parakalina i usiadł wygodnie na pieńku.
- No godoj wartko chopie jak tam po prowdzie było? Kielo Cie tom cymali? Heeej?

KJ Wojtas dopiero siedząc na pieńku przypomniał sobie, że chciał namówić Parakaleina na degustację i wyrażenie fachowej niezależnej opinii, w związku z czym wyciągnął zza pazuchy piersiówkę i starannie nalał przezroczystego różowawego płynu do dwóch mikroskopijnych kieliszków, które służyły dotychczas jako zakrętka.
- Heeej? No dyć sharpaganili ! Rozumiem, że koty - ale ludziska przeca radzi kociskom - i co ma piernik do wiatraka. Heej? I ich tyz? Nicpoń? Nicpoń jest wadliwy, bo siem jakosik poramoształ.
- Wielkie mi ho, syćka to przeca wiedzom!
KJ Wojtas starał się nie słuchać, zresztą z samych odpowiedzi Parakaleina niewiele mógł wywnioskować.
Wreszcie skończyli. Parakalein usiadł na pieńku i odruchowo wypróżnił podsunięty mu kieliszek zakrętkę.
- No i jak smakuje? - Zapytał KJ Wojtas, który nie chciał być natarczywy i od razu wypytywać o Rybitzky`go.
- Co, jak smakuje?
- Jak to co, moja nowa cytryńcówka? Dodałem tym razem...
- Jaka cytryńcówka? - Parakalein był wyraźnie zdziwiony.
- No - to co wypiłeś przed chwilą!
- Co wypiłem? To w nakrętce? - Takie psińco, żem nie obacył nowet.

Parakalein przyjął podaną mu piersiówkę i tym razem pociągnął wprost z niej łyk o jakim można powiedzieć, że jest sporym i wystarczającym łykiem aby po łyknięciu takiego łyka można było wydać uczciwą acz subiektywną opinię.
- Krucafuks, pysna, kie jasno cholera!!
KJ Wojtas uśmiechnął się z zadowoleniem patrząc na sąsiada wpatrzonego w oddalone górskie szczyty.
- W kiepeli pojaśnio i wyosco łostrość widzenia. Mgła schodzi z gór
Teraz już bez dalszej zwłoki Parakalain zaczął opowiadać o tym, czego dowiedział się od Rybitzky`ego. O jego rozmowie z Kaczokratosem, z której Rybitzky wyniósł dwie nauki - pierwszą, że obydwie strony politycznego konfliktu mają zamiar w nieskończoność go eskalować a drugą, że musi zacząć naprawdę na siebie uważać.
Mimo wszystkich uśmiechów, zapewnień i najwyższego stopnia szczerości na jaką zdobył się znany z nieufności Kaczokratos, Rybitzky pojął, że ma być po prostu użyty jako broń w jednej ze starannie przygotowywanych medialnych potyczek. Potyczek, w których najdoskonalsza znajomość raciborskiej sztuki walki, znanej jako „brudne jujitsu" może nie być wystarczająca by czuć się naprawdę bezpiecznym.
Opowiedział też Wojtasowi o „akcji kot" przygotowywanej wedle słów Kaczokratosa przez jak ten się wyraził „cwaniaków z PO" która miała rozpocząć się wieczorem od porażających anty kocich informacji podanych w wieczornych „Wydarzeniach"
- Rybitzky prawi, ze majom odgrzoć syćkie anty kocie ludowe bajdy. Niby to jakosik kampanio na wyśpekulowanie licona, dyć na mój dusiuk felerno, bo Kaczokratosa to tera z alimentami syćka śpekulujom a nie z kotami.
- Czy oni nie mają większych zmartwień? - zdziwił się KJ Wojtas i rozlał resztę cytryńcówki do srebrnych kieliszków.
- Mają, mają! Rybitzky nie kcioł syćkiego godoć bez telefon, a przeca i tak wiecorem bedzie hawok, znaczy u mnie - u nos - w gości.Ciupnie se ze dwa, tsy dni dla własnego bezpieceństwo i kapecke łodsapnie wedle smreków. Momy nad cym pośpekulować.
Tak łogólnie, chodzi o to, że jakesik ceper RB wśmarował do sieci kilka tygodni temu tekst, i wymędrolił trafnie caluśki sereg wydarzeń, nowet ten spontanicny przeca wycyn Rybitzky`go s psyduseniem Palikotasa. Kaczokratos miarkuje, że Rybitzky pracuje dla jakiejsik tajnej grupy co to śtuderujom s politycnym marketingiem, bo przeca ino Rybitzky wie, cy jego wycyn był spontanicny cy zaplanowany? Kaczokratos jezd strapiony i kapke zmiesany bo przeca samiućki wyzdyjoł o wystawieniu Rybitzky`ego w tej debocie, a ten cały RB wyśmarowoł to syćko duzo wceśni.
- O! - KJ Wojtas pojął nagle jak bardzo interesująca może być ta sprawa.
- O! - powtórzył.
- Rybitzky prawi, że jak ino spozirnoł na tekst tego RB, bo Kaczokratos dał mu wydruk do przecytanio, pierunem pokapował, kto to naśmarowoł, ale gębę zawrył i pary nie puścił. Tera jest ino taki frasunek, cy piekielnie tajno słuzbo tyz ten tekst RB dopodło? Cy inksa strona tyz wi? Bo widzicie gazdo - abo to jakesik baz skomplikowany spisek, abo Rybitzky faktycnie cusik knuje na własną rękę, abo ten RB to jakesik cholerny prorok. Jeśli to łostatnie, to może być nie lado haratacka.
- O! - powtórzył KJ
............
RB otworzył swój budzący grozę w całym Referacie czarny notes i na samej górze białej, zupełnie dziewiczej strony napisał czarnym cienkopisem podejrzane i chwilowo nie znajdujące żadnego zastosowania słowo: „śmigło"
Starannie podkreślił je dwoma równoległymi, idealnie prostymi liniami.
To była gra.
Rzucił piłkę a oni ją złapali.
Chociaż czuł w sobie moc i widział wyraźnie ciąg napływających wydarzeń, po opublikowaniu tamtego tekstu zaczęły dręczyć go wątpliwości.
Do tego, że jego prognozy sprawdzają się w osiemdziesięciu - dziewięćdziesięciu procentach był przyzwyczajony. Tyle tylko, że kiedyś konstruował swoje przyszłościowe fantazje w sposób bardzo ogólny i tylko dla własnej satysfakcji.
To, co opublikował wówczas w sieci, pchnięty jakimś dziwacznym impulsem było bardzo szczegółowym opisem kolejnych medialnych sztuczek, jakie zostaną zastosowane przez PO i PiS w ciągu trzech kolejnych tygodni. I wszystko sprawdziło się, co do joty.
Nie był naiwniakiem i zdawał sobie sprawę, że najbardziej prawdopodobną wersją jest ta, mówiąca, że sztaby pijarowców po prostu przeczytały jego tekst a potem wzięły jego proroczą wizję za uporządkowany szereg wskazówek- i tak je traktując - zrealizowały punkt po punkcie.
Niepokoił go tylko casus Rybitzky`ego.
Znał, czytywał jego teksty i obraz tego chłopaka, jaki sobie na bazie tej lektury wyrobił, nijak nie pasował do takiego spisku. RB nie wierzył by Rybitzky dał się wciągnąć i zechciał, kalkulując na zimno wziąć udział w spektaklu z Palikotasem.
Inną rzeczą było ogolenie tego krzykacza na łyso. Ten szczegół dodał w swym proroctwie dla żartu, a oni - oni najwyraźniej się na to nabrali, co znaczyło, że przynajmniej chłopcy z PO w pewnym momencie dotarli do jego tekstu. Uznali go za bardzo ważny, ważny na tyle by zacząć go realizować.
RB ponownie otworzył notes na stronie gdzie napisał „śmigło" i teraz zauważył maleńką ciemnoczerwoną plamkę-plamkę krwi. Spojrzał na tonący w półmroku sufit.
Śmigło, krew i Chlebotas.
RB zamyślił się i zdecydowanym, ostrym, raniącym papier pismem zanotował na dole strony.
„ Jutro poseł Chlebotas zostanie przyłapany w lokalu Sofia przez gorliwego reportera - „in flagranti" z panną Jolą, byłą stewardessą linii lotniczych LOT, podczas wykonywania tak zwanego „śmigła" Kaczokratos natychmiast wykorzysta nadarzającą się okazję by rozpocząć kampanię ogólnopolskiego umoralniania pod hasłem „Nie potrzeba nam tutaj cudzoziemskich śmigieł" Na takie dictum, Marszałek Komorotas odpowie w programie „Kawa czy herbata?" że Polacy potrafią się seksić nawet pod zawartymi drzwiami stodoły. Po godzinie piętnastej..."
RB pisał w natchnieniu a wokół niego fruwały maleńkie papierowe anioły produkowane masowo, przez nie-obawiającą się recesji NFDB ( Niebiańską Fabrykę Dzielnego Borgesa).
Z nieskazitelnie białego sufitu kapała słona krew i pomieszczenie, w którym RB siedział za biurkiem powoli wypełniło się magią pierwszej kategorii.
Gdy skończył, wstał i wyjrzał na korytarz. W całym budynku panowała niezakłócona niczym cisza. Podłogi lśniły. Klimatyzacja działała a dziwaczny trumienny portret hetmana Sanguszki bezdusznie acz koso spoglądał ze ściany.
Wszystkie drzwi zostały starannie zamknięte.
Systemy alarmowe włączone.
Kamery były przygotowane by zarejestrować najmniejszy nawet ruch na każdym z setek korytarzy firmy.
RB nie miał zamiaru wychodzić z pokoju. Od świata nie potrzebował dosłownie niczego. Nie pił, nie jadł a nawet - trzeba to napisać - nie oddychał.
Wystarczyło mu, że upewnił się, iż wszyscy opuścili budynek. Starannie zamknął drzwi i usiadł przy swoim własnym, jedynym w swoim rodzaju biurku.
Nie potrzebował świata, ale świat cholernie potrzebował właśnie jego.
Bywa i tak.
W całym Referacie - poza nim nie było już nikogo. Został sam.
Zamknął swój czarny notes i włączył komputer.
- Witaj Panie Ciemności! - odezwał się głośnik.
- Czołem staruszku! - odpowiedział Referent i podniósł białe skrzydło skanera.

...
Schetynokrates chrząknął i ponownie usiadł na blacie biurka Premiera. Przez chwilę żałował, że w ogóle wstawał, dzięki czemu, jak mniemał - Tuskoides mógł zyskać pewną psychologiczną przewagę.
Tuskoides najwyraźniej nie był zainteresowany zyskiwaniem żadnej, nawet psychologicznej przewagi. Ciężko oddychał i wzdychał niczym bohater dziewiętnastowiecznej powieści obyczajowej a potem „ni z gruszki ni z pietruszki" - powiedział:
- I świnia jest ssakiem! I goryl też jest ssakiem! - Sorry - drogi Schecie, ale trochę nie panuję nad sobą. Po co ogoliliście tego nieszczęsnego Palikotasa? Po jaką cholerę ogoliliście tego durnia na tak zwaną pałę?
- Natrafiliśmy na proroctwo, szefie. Bez względu na to jak to głupio brzmi, ale natrafiliśmy przy okazji sprawy Rybitzky`ego na cholernego, pieprzonego proroka - na faceta który przewidział wszystkie wyczyny Kaczostratosa i nasze. Służby sprawdziły wszystko! W tym nie ma żadnego fałszerstwa. Ten cały RB - facet tak się podpisuje - przewidział na końcu, ale pamiętaj, że wszystkie poprzednie jego prognozy się sprawdziły - atak tego całego Rybitzky`ego... choć nie wymienił nazwiska ale napisał wszystko tak jak było, że młody...że ...
- Po prosty był jakiś przeciek - cholera!
- Żaden przeciek! Tu jest dokumentacja! - Schetynokrates pomachał przed oczami Tuskoidesa błękitnym robakiem pendriva. Problem jest w tym, że żadne służby - nawet sam diabeł nie może go namierzyć. Wspominam o diable nie bez powodu. Zgadnij jak wygląda IP tego całego RB?
Co robisz taką minę? Jasne, że trzy pieprzone szóstki. Nie ma w całym świecie takiego IP.
- I co?
- Jak to „i co?" Mnie to na przykład bardzo niepokoi. Ciebie nie - herr premier?
Schetynokrates roześmiał się i jakby na deser wyjął z kieszeni marynarki złożoną na cztery kartkę papieru.
- Drogi Tuskoidesie! Wielce szanowny panie premierze! Jeszcze mamy to - Przeczytaj, proszę! Wczoraj wieczorem całe Trójmiasto zostało oklejone takimi oto plakacikami.
- To też robota tego RB? Kto tu się podpisał? Triarius w imieniu Oswalda Spenglera? - Cholera, skąd ja znam to nazwisko? A jaki, kurwa, dopisek - „który na razie nie potrafi nic napisać po Polsku" Schetynokratesie - to jakiś żart?
- Nie Panie!
...
Parakelein spojrzał jeszcze raz na gasnący wraz z zachodzącym Słońcem krajobraz i odwróciwszy się do Wojtasa powiedział:
- Jest zbyt pikny coby móg być prawdziwy, hej. Jutro...
- Jutro - Jutro to będzie futro! - odpowiedział KJ wstając z pieńka. Za kilka godzin przywitamy tutaj Rybitzky`ego i tego jego Zmyślonego kumpla. Trzeba przygotować im jakiś pokój. Lepiej zawołaj Zośkę!
- Zośka! - zawołał Parakelein.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz