Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Polska. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Polska. Pokaż wszystkie posty

piątek, 24 lipca 2009

Między dżumą a cholerą

Pani Renata Rudecka Kalinowska w swoim najnowszym i jak zawsze rewelacyjnym, przezabawnym tekście, pointującym własny cykl o „Trzech słupach” pokusiła się o taką oto konkluzję:
„Konkuzją tych tekstów jest stwierdzenie, że PO nie ma alternatywy”
Jakbym dostał czymś w łeb! Jeśliby doszło do tego, że faktycznie nie byłoby żadnej alternatywy dla tej bandy bezideowych dorobkiewiczów i pospolitych acz wypindrzonych pijarosko politycznych cwaniaków, trzeba by się chyba kłaść do grobu albo byle gdzie i z byle kim. Tak czy tak tragedia.
Ale na szczęście, gdyby tak było - nie trzeba by na gwałt tworzyć już teraz bezpiecznej alternatywy w postaci przenudnego Ruchu Obywatelskiego „Polska XXI”
Szans ten twór na przyciągnięcie uwagi wyborców – na razie nie ma żadnych ale po odpowiedniej obróbce i kilku rozjaśniających to ponure towarzystwo postaci, kto wie – biorąc pod uwagę, że do wyborów parlamentarnych jeszcze trzy lata, a po drodze wybory samorządowe i prezydenckie.
Ten "Ruch" ma wielkie zadania przed sobą. Przede wszystkim pan Dutkiewicz, nie będąc konkurencją dla Donalda Tuska, swoim udziałem w wyborach prezydenckich może spowodować, że odbędzie się tylko jedna tura.
Krótko mówiąc: „Taka opozycja „warta jest mszy” – albo nawet trzech.
Jest tylko jeden kłopot. U nas, w małym prowincjonalnym miasteczku, dużo mówi się o tym, że Tusk wcale niespecjalnie pali się „ w prezydenty” i coś wspomina o swoim ulubionym Zdrojewskim, a dzielny Schetyna tylko go tak popycha i popycha do tej kończącej przecież polityczną karierę prezydentury.
Czy nasz premier Donald Tusk, da się popchnąć Schetowi?
Tyle tylko, że jest to przysłowiowe „dzielenie skóry na niedźwiedziu” bo czynnikiem decydującym jest czas. Do pierwszego poważnego sprawdzianu zostały całe dwa lata, a jak to dużo, można łatwo się przekonać, przeglądając choćby zasoby własnego bloga.
Cała rzecz w tym, czy szczerze wierzymy, że scena polityczna jest już pełna? Jeśli tak, wnioski pani Renaty mogą być przynajmniej po części słuszne. Spójrzmy jednak na umowne centrum i jeszcze bardziej umowną prawą stronę.
Cóż tu mamy? PO, PiS i być może ten 21wiek.
Co ja mogę o tym układzie powiedzieć, powstrzymując się od charakterystycznego dla mnie prostactwa. Na pomoc przywołam alegorię kulinarną.
Gotujemy na niedzielny obiad duży gar rosołu.
W poniedziałek, żeby była jakaś odmiana, z pozostałego po niedzielnym obiedzie rosołu robimy zupę pomidorową. I co dalej? Na siłę można dodać ogórków, zielony barwnik i octu - by zupa udawała ogórkową, ale szczerze uważam, że to g…o nie ogórkowa.
Albo inaczej.
Co byście pomyśleli o kucharzu, który gotuje żurek, a po ugotowaniu wyjmuje z niego plastry boczku, pokrojoną kiełbasę i wszystko co może jeszcze wyjąć – i na tym co wyjął smaży jajecznicę, a po usmażeniu wyjmuje z niej wszystko, co jeszcze może wyjąć ponieważ ma w planie ugotować nam na tych resztkach „smaczności żurek”
Co powiecie na takiego kucharza i gdzie go wyślecie, jak nie do piekła?
A taką mamy od lat w naszej Polsce politykę i takich polityków a my zamiast wysłać ich wreszcie do diabła, gdzie ich miejsce - ciągle dajemy się nabierać tym cwaniakom.
Konkluzją tego tekstu jest stwierdzenie, że trzeba zamiast szukać alternatywy, zacząć taką alternatywę tworzyć, nie bacząc na kpiny, dobre rady i prowokacje.
Oni?
W najlepszym wypadku podetkną nam pod nos do podziwiania kolejną kukiełkę na patyku, a zaręczam wam, że mają ich cały magazyn. Od czarnego konserwatysty do czerwonego lewaka, a wszystko tandeta oraz podróba.
Całe życie mamy spędzić pod panowaniem sterowanych zza kulis politycznych lalek, tylko dlatego, że z gazet i TV ciągle dowiadujemy się o niemożności zepchnięcia ich ze sceny?
Czy my jesteśmy aż tak beznadziejni by fascynować się wyborem między "dżumą i cholerą" jak pięknie napisała w tytule swojego postu pani RRK?
Do cholery z taką alternatywą!

Nieudana bajka o smoku Wawelskim

Co to w ogóle za bajka, skoro okazuje się, że nawet Dratewka współpracował z bandytami Smoka. Jaki pożytek z takiej bajki dla ludu, że spytam?
Jaka w takiej bajce sentencja filozoficzna, skoro jej główny bohater, taki niby Dratewka też współpracował?
Zaraz namolni szperacze, tacy niby to historycy a tak naprawdę kanalie z piekła rodem zaczęli swoje spekulacje i rabiniczne wywody w rodzaju – a kto dostarczył siarkę, a czyj był baran?
Czy Smok naprawdę był taki głupi, żeby pić wodę wprost z Wisły – czy może wręcz przeciwnie – bystry był, że pił, bo to czym zapłacił za kilkudziesięcioletnie terroryzowanie kraju to tylko ból brzucha i powracająca, uciążliwa acz całkiem niegroźna czkawka?
Bo przecież nie rozpękł się Smok na 100 000 kawałków, jak wmawiano prostemu ludowi - tylko przestał się wygłupiać z pożeraniem ludzi, w zamian uzyskując błogi spokój a bandy rzezimieszków, które mu dotychczas służyły zabrały się żwawo za tłuczenie kasy.
Stąd poszło, prawdziwe zresztą powiedzonko, że lepiej tłuc kasę niż ludzi.
Życie w takiej bajce to nie żaden Makbeth. Jeśli trzeba - ręce z krwi można umyć nawet zimną wodą. Wie o tym każdy łajdak i prawie każdy morderca.
Jak się mieszkańcy grodu Kraka wkurzali tak jawną niesprawiedliwością dziejową – zaraz napotykali gotową odpowiedź - że teraz Smoka nie ma, że demokracja, liberalizm i fachowość – że naprawdę i szczerze – tak z całego serca – trzeba się pogodzić z takim akurat wyrokiem losu.
- Czego narzekacie, wszak Smok nie łasuje na waszych dziewicach? A poza tym to jesteście brudnymi śmieciami oraz mierzwą, a te wasze dziewice to wcale nie takie dziewice.
Inny krzyczy: Odpieprzcie się od Smoka! Samiście smoki!
Od takiego gadania i pokrzykiwania, ludzie powoli pozmieniali się w diabli wiedzą co? Niektórzy mówią, że w jakieś lemingi – inni, że w krowy, które łakną by je skutecznie doić i tylko o tym dojeniu marzą, oraz ciepłej obórce z „wygodami”
Dratewka - ech – Szkoda gadać o tym całym Dratewce!
Gorsza sprawa, że nagle Smoka postawiono przed sądem. Smok się mocno posunął w latach. Zęby mu dawno wypadły i na pierwszy rzut oka raczej wzbudza litość niż grozę.
Dratewka wygłupia się i wrzeszczy, że niby jak można sądzić teraz – po bez mała dwudziestu latach tego naszego Wawelskiego Smoka, którego przecież on sam rozpęknął na 100 000 kawałków swoim sprytem w istocie szewskim i przy kopycie nabytym.
No właśnie!
Smok przemawia przed sądem w swojej obronie, że niby musiał konsumować dziewice oraz inne wszeteczeństwa wyprawiać, tylko po to by jego miejsca nie zajął smok prawdziwie groźny i nieprzyjemny. Smok przedstawia sam siebie w jak najlepszym świetle. Smok się smoczy i mówi, że „honor, patriotyzm i powinność”
Chór demokratów „w pierwszym pokoleniu” drze mordy, że nie wolno sądzić Smoka, że nawet Dratewka … i takie tam.
Mieszkańcy grodu Kraka w większości chcieliby zobaczyć Smoka tańczącego na lodzie w parze z Dratewką. Chcieliby zobaczyć efektowne piruety i Smoka podrzucającego Dratewkę pod sufit hali lodowej - a po szczęśliwym powrocie Dratewki w objęcia Smoka – jeszcze więcej ich wzajemnych niedwuznacznych czułości.
Nieliczni złośliwcy – ludzie, którzy nie wiedzą z której strony chleb jest posmarowany masłem, marzą o tym, by lód okazał się wreszcie zbyt kruchy.
I ciemność – żeby ciemność pochłonęła raz na zawsze Smoka i jego ferajnę.
Ciemna, lodowata woda - piekło bezlitosnej pogardy i zapomnienia. Przerażające piekło w którym brakuje miejsca na ostatni oddech.

Polska i jej święto

Gdybym potrafił napisać dzisiaj piękny tekst o Polsce, ale taki, w którym poszczególne akapity byłyby niczym pokryte świeżymi barwami herbów tarcze – nie błyszczące emalią, w której odbijało by się jednocześnie i lipcowe słońce i chybotliwe światło świec wprost z królewskich grobów.
Tekst, który by miał własne oczy i swój własny oddech a jednocześnie wikłałby się pozornym chaosem arabesek stylistycznych oraz dygresji historycznych. Tekst, w którym byłby i szczęk oręża i ciężka praca tych wszystkich anonimowych, przygniecionych nędzą i beznadziejnością na poły niewolniczej egzystencji pokoleń.
Gdybym potrafił, napisałbym taki tekst dzisiaj i postawił go na swoim blogu, żeby lśnił a lśniąc olśniewał celnością spostrzeżeń – ale niestety nie potrafię być tak zręcznym rzemieślnikiem słowa.
Nie potrafię a gdybym nawet się odważył i taki tekst napisał, im bardziej byłby ten tekst takim, jakim chciałbym go widzieć tym bardziej mój wyczyn byłby śmiesznym wykwitem naiwności autora. Im bardziej by lśnił i dźwięczał – im bardziej byłby podobny do Polski, tym większą byłby zadrą, tym bardziej byłby przeszkadzającym pniakiem, który trzeba koniecznie usunąć z drogi współczesnesności.
Przykry i szary jest jutrzejszy dzień. Umyślnie nie piszę „będzie” bo ten dzień już jest i trwa od dawna. Trwa już nie tylko jako żałosne pobekiwania kozłów i koziołków zgromadzonych na politycznej arenie i biorących udział w chaotycznej, z ducha „monty pythonowskiej” parodii zmagań politycznych, ale także, a może przede wszystkim zmagań z samym duchem z samą ideą Rzeczpospolitej, która bywa czymś większym niż idea państwa narodowego.
Niby jest pięknie i podniośle, bo i defilada i przemówienia, a w przemówieniach Polska i Polacy i chwała bohaterom i łopot flag a jak się ktoś ma szczęście i duszę dziecka może się nawet wzruszyć i uronić łzę. Ale powtarzam – jeśli ktoś ma szczęście.
Jeszcze stoją, jeszcze nad nimi biało czerwona, ale już przecież wszyscy gotowi by rozejść się do zajęć. By w zaciszu pięknych gabinetów trenować nóg podkładanie i wbijanie ostatniego gwoździa do trumny.
Jeszcze na Placu Piłsudskiego werble a już przecież w tłumie szepty, że bandyta z Bezdan, że agent. Już wzruszenia ramion, że w sumie, co to za święto?
Kogo tam obchodzi utwardzanie narodowej mitologii, gdy przemówienie skończone a tłum zaszumiał oklaskami?
Jasne, nam nie są potrzebne nasze narodowe mity. My akurat musimy jako jedyni w całym świecie siedzieć nago pod bezwzględną żarówką wątpliwości i jako jedyni bez przerwy babrać się we własnych wątpiach, aby koniecznie udowodnić sobie samym, bo inne narody guzik to obchodzi, że jesteśmy bezduszną masą ludzi pozbawionych oparcia w tradycji oraz historii. Przedziwne i unikalne, że najczarniejszą robotę w tym samobójczym dziele, wykonują nasze - pożal się Boże – elity.
Nasi politycy dumnie prężący swe piersi podczas uroczystych obchodów, przecież już uwierzyli, że rządzą czymś w rodzaju dużego powiatu, że odpowiedzialność za losy Polski zdołali sprytnie złożyć, przynajmniej w znacznej części na barki Europy.
Trzeba tylko będzie stworzyć na potrzeby dzieci oraz ciemnych tłumów jakąś nową a błyskotliwą definicję niepodległości i czekać, co z tego wyniknie.
Aż kiedyś - ktoś w dalekim Waszyngtonie, wygłaszając ważne oświadczenie do własnego narodu, zakończy je popularnym i zjednującym mu szerokie poparcie prostym hasłem:
- Nie będziemy umierać za Europę!
I zejdzie zadowolony z mównicy - a my z nim.

Jak głupi i grubszy rąbali drewno

Tak rąbali, tak się przykładali do roboty, że wióry przykryły całe studio, bo zamiast w tartaku, czy w lesie na polanie, robili to pod czujnym okiem kamer, że niby „nie ma na nich cwaniaka”- a to z powodu ich nadzwyczajnego obiektywizmu ( He He He )
Tak im się jakoś osobliwie to udało zrobić, że Drzewo, choć już prawie porąbane - a samo w sobie też w sumie nic nadzwyczajnego, to Drzewo - zyskało sympatię nawet u oglądających program drwali z całkiem innego lasu. W pracy mnie dzisiaj kolega drwal przywitał tekstem, że to łajdactwo tak rąbać publicznie Drzewo, a to nie byle kto- ten mój kolega, tylko taki zacięty drwal, że na czole kazał sobie wytatuować wiele mówiący napis: PIS FOR EVER!
Taki to jest gość, a jednak i jego serce zadrżało widząc tak szkaradny popis.
Tak, Grubszy chyba coś zakumał, że po wejściu – cholera, nie wiem jak się pisze „żona drzewa” Dobra niech będzie, że Jodła – Wracajmy – Grubszy chyba zakumał, że po wejściu Jodły prowadzący lawinowo tracą sympatie, ale ten drugi nijak nie skumał, że się atak przeciwskuteczny robi.
Tak, tak - A teraz uwaga, bo będę ostrzegał!

Jeśli sprawę podchwycą fachmani od propagandy z PiS, zasłużą sobie na prawdziwe lanie.
Jestem niezmiernie ciekaw reakcji, ale już chyba i dureń zrozumie, że to są wewnętrzne walki i stawanie po stronie drwali z TVN, powoływanie się na drwali z TVN, przypisywanie drwalom z TVN nadmiernej bystrości oraz dziennikarskiego obiektywizmu każe traktować ich, by już pozostać przy nomenklaturze leśnej – jak prawdziwe pieńki.
Powtórzę. Jeśli opozycja przyczepi się i hakami zacznie szarpać to, i tak, nieco zmaltretowane Drzewo, jeden taki szpec od miłości, będzie mógł sobie całkiem za darmochę dopisać jakiś procencik do puli, a jak będzie trzeba odpowiedzieć, odpowie bez wahania, albo na przykład
Zapyta „Czy wy aż tacy bezgrzeszni jesteście – wy którzy szarpiecie hakami to Drzewo?
I doda być może, by każdy przypomniał sobie w ramach możliwości swej pamięci, co przez ostatnie 9 lat robił, i czy nigdy nie dal najmniejszej plamy?
Jeszcze uwaga o naszych sprytnych drwalach. Coś mi się nie wydaje, żeby tak się jeden z drugim natrudził przy przerzucaniu łopatą piasku na plażach Miami. Pamięta ktoś scenę z „Żywotu Brajana” gdzie pada moje ulubione zdanie z tego filmu
- Pokażę ci gdzie kopać, ale ty będziesz kopał! -?

O bezsensownym kłapaniu dziobem

W blogosferze jeden drugiego ucisza, że skoro zginął człowiek, należy się wyciszyć, nie szukać winnych, a jak już ktoś koniecznie musi dowalić rządowi, powinien przy okazji wykazać się wiedzą na temat całości prowadzonych działań, nie wyłączając tych najtajniejszych.

Nastrój powagi oraz odpowiedzialności - wedle najgorliwszych – powinien także cechować wypowiedzi najostrzejszych nawet komentatorów. Dziennikarze, którzy pobudzili się dwa dni przed egzekucją, za liść do wieńca swojej sławy mają oczywistą przecież niezgodę na publikacje filmu z egzekucji.

Ktoś pamięta publikację Faktu z pośmiertnymi zdjęciami Waldemara Milewicza, zastrzelonego w Iraku i te paroksyzmy swiętego oburzenia? Standard - znaczy się - podniesiony i chociaz to jest jasne dla wszystkich.
Czyli powaga oraz pełne zrozumienia milczenie nad zabiegami naszego MSZ oraz tak zwanych służb.

Żeby bezsensownie kłapać dziobem trzeba być jak się okazuje co najmniej ministrem sprawiedliwości, albo nawet samym premierem. Do tego, faktycznie, dużo nam w blogosferze brakuje.
Przecież, nawet gdy rząd faktycznie dysponuje tak szczegółową wiedzą, w żadnym wypadku nie powinno się o tym rozpowiadać publicznie, a tym bardziej rzucać oskarżenia pod adresem obcego rządu, biorąc pod uwagę choćby odnawiający się akurat konflikt pakistańsko indyjski.

Wstyd i pospolita głupota!

A przypominam, że całkiem niedawno mieliśmy do czynienia z kuriozalnym wyskokiem Marszałka Borusewicza, który odkrył w sobie uprawnienia do pouczania Papieża tak że konkurencja w wygadywaniu przez naszych czołowych polityków andronów bardzo się zaostrza.

Jeszcze oczywiście Palikot chce dopaść i wybić morderczych talibów, przy okazji ganiąc idiotycznego Napieralskiego, że ten krytykując działania rządu zbija polityczny kapitał jako ta cała hiena. To czemu Palikot sam kłapie dziobem, choć do zaprzestania kłapania dziobem jednocześnie wzywa innych, że spytam?

Chce dopaść to niech dopada bez popisywania się w mediach. Znalazł się mściciel, kolejny mocarz „gębowy”

Ale oczywiście my – blogerzy i komentatorzy mamy zachowywać rozsądek i świecić przykładem. No dobra, ostatecznie ktoś powinien zachowywać powagę by dziecinne i zapatrzone we własne wizerunki pętaki mogły sobie poszaleć i poklepać, co im ślina na jęzory przyniesie. Bo ich gadanie chyba nie z mózgu, a ze śliny się bierze.

Czy odczuwa Pan (Panii) skutki kryzysu?

- Przepraszam pana bardzo, czy odczuwa pan skutki kryzysu?

- Nie, albowiem ja preferuję zimno, a teraz jest zimno. Stoję tu sobie i się trzęsę z zimna i przez to kryzysu nie odczuwam. Wieczorem jak będzie minus sześć to odczuję nawet jakąś prosperitę czy jak to się nazywa?

- A pan? Pan też lubi zimno?

- Skądże, ale ja jak widzicie w kożuszku stoję i w czapce.

- A za czym pan stoi?

- Nie za czym, tylko za kim – stoję za tym panem w kaszkiecie. O – za tym!

- W takim razie zapytamy pana w kaszkiecie – niech pan się nie chowa, bardzo proszę!

- Nie chowam się, zaglądałem za kosz od śmieci, bo mi się wydawało, że tam coś błysnęło.

- Co błysnęło?

- E nic, myślałem że to nadzieja na lepsze jutro, a to lusterko ktoś zbił.

- To ja się pana teraz o coś spytam: Czy odczuwa pan skutki kryzysu?

- Ja?

- No, pan – pana się pytam. Nasi widzowie są ciekawi…

- Ja tam nic nie wiem, panie, ja z zawodu piszę w gazetach prognozy giełdowe i różne taki o walutach kawałki. Co ja mam niby wiedzieć? A patrzcie, teraz sobie przypomniałem, że rozbite lusterko to siedem lat nieszczęść!

- Ale przecież pan tego lusterka nie zbił!

- Ja nie, ale ktoś zbił, a pocierpią wszyscy. Pan to nagrywa? A to takie puchate to mikrofon?

- Nie, mikrofon mam tutaj. To puchate to Julka jest – adeptka dziennikarstwa. Tak się na razie kręci i otrzaskuje z zawodem. Tak z ciekawości pytam, panowie za czymś czekają?

- Nie, skądże znowu – tak sobie stoimy na mrozie, bo w kupie cieplej podobno.

- A ja lubię zimno to stoję nieco z boku, poza kupą.

- No to dziękuję panom za rozmowę. Wejdźmy do sklepu! Dzień dobry pięknym paniom ekspedientkom. Jak tu miło w tym sklepie. Co panie tutaj sprzedają?

- To nie tak, ja jestem panią włascicielką, tamto to Kazik, mój mąż. Jego mamusia się w ciąży będąc na Bardotkę zapatrzyła i taki wyszedł. Kazek nie wypinaj się, nie jesteś na budowie, panowie redaktorzy z Warszawy przyjechali.

- Przepraszam! W takim razie przechodzę do oczywistego w tych okolicznościach pytania. Czy odczuwa pani kryzys prowadząc sklep z pieczywem?

- Nie, to znaczy tak, ale w zasadzie to tak jakby trochę odczuwam a trochę nie odczuwam. Odczuwam w takim sensie, że ludzie mniej kupują pieczywa i raczej biorą te czerstwe. Teraz zrobiliśmy to czerstwe w tej samej cenie co świeże, bo inaczej to świeże nie schodziło. Ale teraz znowu nie schodzi czerstwe. W tym sensie jest kłopot.

- Rozumiem w takim razie, że pani odczuwa kryzys?

- Ja nie, Kazik bardziej – Kazik nie rób min, nie jesteś na służbie!

- Przepraszam, jak mam to rozumieć?

- Normalnie, Kazik jest tajnym agentem, a sklep to przykrywka dla służb niejawnych. W tym właśnie tkwi odpowiedź na pytanie, dlaczego odczuwając kryzys tak naprawdę kryzysu nie odczuwam. Widział pan redaktor szyld? „Wiejski Sklep Interbułka” Co tu ściemniać jak cała wieś wie o co chodzi.

- Ale jeśli nawet to przecież biznes zamknięty…co? Julka zapłać za bułki i idziemy!

- Zemknięty? Coś pan – całodobowo otwarty – najwyżej jak jest inwentura albo przyjęcie towaru to się zamyka. A tak, to jak zawsze, znaczy się klient nasz pan! Niech pan weźmie na pamiątkę.

- Co to jest, mała bagietka?

- A gdzież tam - bagietka zaraz. To jest, panie redaktorze rogalik, tylko teraz proste robimy.

- ?

- Co się pan tak dziwi? Ciekawe czasy idą. Zajrzyjcie za ten kosz, tam – o tam – ktoś lusterko zbił i tak sobie rzucił.

- Widzieliśmy. Czyli, tak w tajemnicy niech pani powie – siedem lat chudych, co?

- Dla kogo chudych, dla tego chudych, a zresztą co my tam wiemy, prości agenci. Tyle, że bułkę się zje od czasu do czasu na koszt państwa. Taki, jak to mówią – lajf!