Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Golem. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Golem. Pokaż wszystkie posty

piątek, 24 lipca 2009

Golem 1/1 Rybitzky

Rybitzky siedział wygodnie rozparty w fotelu – przymknął oczy i uśmiechał się błogo.
Kręcący się po korytarzach działacze na wszelki wypadek udawali, że go nie poznają, mimo tego, iż od trzech dni fotografie przedstawiające Rybitzky`ego urozmaicały szpalty gazet, a słynny fragment programu Lisopulosa w którym starł się z Palikotasem - królował w telewizjach - jako egzotyczna ciekawostka prezentowany zdumionym tubylcom na Jamajce, w Brazylii czy innym Zairze.
Jeden, jedyny raz dobiegła uszu Rybitzky`ego rzucona piętro niżej zbyt głośno uwaga z której wynikało, że Kaczokratos zje Rybitzky`ego na obiad.
Jakaś pani roześmiała się w odpowiedzi na ten koncept, nieco zbyt histerycznie – w sposób zupełnie nie licujący z panującą w siedzibie Praw i Sprawiedliwości – powagą.
Towarzyszący Rybitzky`emu, Marian Zmyślony okazywał większe zdenerwowanie niż Rybitzky, mimo że przecież nie jego czekało spotkanie z rozwścieczonym Kaczokratosem. Był tylko osobą towarzyszącą, gdyż powodowany blogerską solidarnością eskortował i osłaniał Rybitzky`ego w drodze z dworca do siedziby partii.
Rybitzky w kapturze nasuniętym na czoło oraz w ciemnych okularach nie wzbudzał zainteresowania przechodniów, za to sam Marian, a właściwie jego szalik, szalik kibica warszawskiej Polonii wzbudził zainteresowanie grupki kibiców Legii stojących przed sklepem z damską konfekcją. Zaczęło się od wyzwisk pod adresem Polonii reprezentowanej akurat przez Zmyślonego a skończyło próbą odebrania szalika.
Gdyby doszło do mordobicia, nasi bohaterowie byliby niestety w mniejszości, wyrażającej się stosunkiem dwa do sześciu.
Na szczęście, gdy szykujący się do walki w obronie swojego własnego ochroniarza Rybitzky zdjął ciemne okulary, kibice Legii uznali za stosowne zamiast bić i szarpać - gratulować i cieszyć się z tak niespodziewanego spotkania. Doszło do poklepywania po plecach a nawet wznoszenia okrzyków wychwalających postępek Rybitzky`ego oraz piętnujących nędzę moralną, chciwość i głupotę właścicieli telewizji TVN oraz demokratycznie wybranych władz Warszawy.
Od tej chwili cała ósemka szła razem i teraz Marian niespokojnie wyglądał przez okno, czy kibice Legii już odeszli spod siedziby partii, bo mimo wszystko niezbyt uśmiechał mu się powrót w ich towarzystwie. Wystarczył jakiś zabłąkany paparazzi i kompromitacja na Konwiktorskiej gotowa!
Na szczęście nigdzie ich nie dostrzegł i uspokojony, odzyskawszy pewność siebie, zwrócił się do pobladłego młodzieńca, który z plikiem komputerowych wydruków dreptał nerwowo przed drzwiami gabinetu Prezesa, mrucząc coś rytmicznie pod nosem.
- A ty co przeskrobałeś, kolego?
Pobladły młodzieniec przerwał swą mechaniczną szeptankę i nieprzytomnie spojrzał na pytającego.
- Ja? Ja nic nie przeskrobałem! Co też panu przyszło do głowy? Ja chcę się zaczepić w dyplomacji. Mam dyplomy i znam języki, ale niepotrzebnie się wyrwałem przed Kaczokratosem z Rygą. Prezes się na mnie uwziął z powodu tej Rygi.
- Jest pan sekowany przez Prezesa z powodu stolicy Łotwy? Często czytałem, że u was w Pisie panuje reżim, ale…
- Ciszej! Bardzo pana proszę. To moja wina, bo wdałem się w rozmowę o Litwie i tak mi się jakoś wyrwało, że mi się Ryga bardzo podoba i teraz przez Rygę, prezes odpytuje mnie ze stolic A teraz na świecie jest tyle krajów a na domiar złego ciągle powstają nowe. Ostatnio poległem na Kazachstanie.
O rany, wchodzę! – zdążył jeszcze wyszeptać pobladły młodzieniec, zbladł jeszcze mocniej i wszedł do gabinetu a zamiast niego na korytarzu pojawiła się Ufka – legendarna asystentka Kaczokratosa z dorodnym kotem na rękach.
- O, pan Rybitzky – uśmiechnęła się i podała podrywającemu się z fotela Rybitzky`emu, dłoń.
Za chwilę Prezes pana przyjmie. Jeszcze tylko sprawdzi kompetencje tego młodzieńca – tu uśmiechnęła się i dodała konfidencjonalnym szeptem – Niech pan sobie wyobrazi, że prezes przepytuje go ze stolic. Pewnie się tym razem obkuł na blachę, ale nie jestem pewna, czy jest gotowy na Burkina Faso? Proszę czekać spokojnie, ja pana poproszę i głowa do góry, nie będzie tak źle!
W tym momencie otwarły się drzwi i na korytarzu pojawił się niegdyś blady a teraz mocno zaczerwieniony młodzieniec, o wyrazie twarzy, wyrażającej wielkie cierpienie. Patrząc na niego, Rybitzky zawstydził się, że kiedyś mówił o sobie jako o „cierpiącym pisowcu”
- Wagadugu, Wagadugu, Wagadugu – powtarzał kandydat do służby dyplomatycznej i z tym tajemniczym słowem na ustach zszedł po schodach, znikając ostatecznie z tej opowieści.
Ufka delikatnie postawiła kota na podłodze, pogroziła mu dobrotliwie palcem i wróciła do gabinetu Prezesa, zamykając za sobą drzwi. Kot rozejrzał się czujnie dokoła. Otarł się przymilnie o nogi Zmyślonego po czym wskoczył z impetem na parapet.

Kaczokratos klepał otwartą dłonią w blat biurka i śmiał się radośnie jak uczniak, który spłatał dobrego figla.
- Kochana moja Ufko! Już ja go nauczę, skoro szkoła go nie nauczyła. Pewnie pani sądzi, że to okrucieństwo z mojej strony, ale przecież nawet ja muszę mieć jakąś rozrywkę. Zanim wezwiemy Rybitzky`ego, omówimy dwie sprawy. Tak na marginesie, co to w ogóle za nazwisko – Rybitzky?
- To nazwisko Rybitzky`ego - panie Prezesie – Ufka nie mogła sobie darować błyśnięcia oczytaniem i zdolnością do wykorzystywania tej oczywistej zalety przy tworzeniu zgrabnych bon motów.
- Pani Ufko, jak pani nie kochać? Pani zawsze musi błysnąć swoim oczytaniem. Pytając, wiedziałem przecież, co pani odpowie! To świetne! W sumie chodziło mi o to, czemu on nie jest Rybicki ani nawet Rybitzki, tylko akurat z tym „y” na końcu. On jest przecież z Wrocławia Moim zdaniem to bardzo dziwne, ale zanim przejdziemy do naszego mistrza „brudnego, raciborskiego jujitsu” muszę pani coś pokazać.
Tutaj są statystyki korespondencji, jaką dostaję jako szef największej partii opozycyjnej w Polsce.

Golem 1/2 Rybitzky

- Czarna linia oznacza ilość listów – niech pani zwróci uwagę na gwałtowny wzrost. Jeszcze jedenastego mamy 96, dwunastego 115, ale trzynastego już 642 i nadal rośnie aż do wczorajszych 820. Czerwoną linią oznaczono listy o wydźwięku zdecydowanie negatywnym, w tym listy obelżywe i nacechowane nienawiścią wobec mnie i naszej partii. Niech pani zwróci uwagę, że ich ilość cały czas oscyluje wokół pięćdziesięciu. Wzrosła tylko ilość listów pochwalnych, zachęcających do działania. Listów wyrażających przywiązanie piszących do mnie, partii a co za tym idzie do naszych ideałów. I tak to mi opisuje nasz spec od marketingu politycznego, dodając jeszcze, że wpływ na to może mieć wzrost sympatii do Prezydenta.
- Ten wzrost jest zastanawiający i trochę podejrzany. Pomyślałam o sprawie Rybitzky`ego, ale to się zaczęło kilka dni wcześniej.
- Jeszcze nie pokazałem pani ani jednego z tych pochwalnych epistoł a pani już zauważyła, ze to podejrzane. Za to nasi pijarowcy śpią! Do pierwszej w nocy czytałem te listy, tak jakbym nie miał ważniejszych zajęć. Te listy są pełne błędów ortograficznych!
- Listy pełne błędów ortograficznych?
- Tak! Na dodatek, popełnianych celowo – w większości to przecież maile pisane w programie korygującym błędy ortograficzne. Niech pani weźmie ten. Roi się od zupełnie niezwykłych błędów – autor pisze na przykład – o tutaj „powisić wszyzdkich łajdkuf” – wspiera dawnego ministra Ziobrotasa, ale błędy robi celowo i powstaje pytanie – dlaczego?
- Może inaczej nie potrafi? Może to jakiś prosty człowiek albo dyslektyk?
- Nie, za dużo tego. Brak tu konsekwencji w stawianiu byków. To zaplanowana akcja pijarowców Platformy mająca na celu podważenie naszego morale i zniechęcenie nas do szukania poparcie wśród inteligencji. Przecież oni doskonale wiedzą, że te wszystkie listy najpierw czytają nasi pożal się Boże spece od PR. To w ich głowach ma powstać fałszywy obraz naszego elektoratu. – Kaczokratos nachmurzył się i odsunął od siebie stos kartek – Proszę wezwać cały sztab na 20:20. Już ja ich obudzę!
- Na szczęście – niech pani spojrzy jak się przeciąga – piękna kicia! Jaka szkoda, że nie polubiła Alika. Na szczęście oni też ostatnio się pogubili. To jednak prawda, że Mistepulos dla nich nie pracuje. Nie dopuściłby do takiej kompromitacji.
- A ta druga sprawa panie prezesie? Pierwsza to jak rozumiem ta wroga kampania epistolograficzna.
- Druga sprawa, hmm…niby drobiazg i wyszła przy okazji a dotyczy pewnego człowieka z Gdańska, i nie chodzi bynajmniej o Bolkoidesa. To też wiąże się w jakiś pokrętny sposób z Rybitzky`m. Proszę sobie wyobrazić, że on też pisze, w Internecie. To już wygląda na prawdziwą zarazę, ale tym razem chodzi o Oswalda Spenglera.
- Przecież Oswald Spengler nie żyje już od ponad 70 lat!
- Pani Ufko! Wiem doskonale, kim był Spengler. Rzecz w tym, że pojawił się jakiś „prorok spengleryzmu” Nasi blogerzy przygotowali mi dosier tego całego Triariusa. Z jednej strony straszny antypeowiec i antyliberał. Podczas ostatnich imienin Bolkoidesa ściągnięty przez policję z płotu posesji przy Polanki i ukarany przez kolegium – czyli w pewnym sensie „nasz człowiek” ale z drugiej strony niepokoi wszystkich Spenglerem. Można powiedzieć, że wkłada palce między drzwi, ponieważ doniesiono mi właśnie, że zgromadził jakichś ludzi i zawiązał nieformalną organizację. Na dodatek bierze w tym udział jakiś hrabia.
Niby jest to problem PO - na dzisiaj, ale za dwa lata, gdy już powrócimy do władzy, może stać się też i naszym. Spengler został prawie zapomniany, po polsku jest dostępny jedynie we fragmentach albo w mocno niedoskonałym tłumaczeniu. W sumie jest to jakiś wyrok historii, a wyroków historii nie należy podważać. Tym bardziej, że to bardzo antyeuropejskie wszystko, w wydaniu tego Triariusa.
Nigdy byśmy się takimi głupstwami nie zajmowali, gdyby nie to, że coraz częściej natykamy się na ludzi, którzy ostentacyjnie lekceważą prostą alternatywę – my albo oni.
Trzeba zacząć nad tym pracować bo to zbyt szybko idzie. Najpierw mamy do czynienia z samotnym typkiem siedzącym przy komputerze, po chwili ma już dyskutantów, potem zwolenników i wrogów, a nim się człowiek obejrzy już jest organizacja i kłopot gotowy.
Wzrusza pani ramionami? Dobrze, to dlaczego we wczorajszej Rzeczpospolitej Bronek Wildstein pisze – tu podkreśliłem
„Przyjąć można, że społeczeństwa sukcesu, które oddaliły od swoich członków potrzebę bezpośredniej walki o byt i konfrontacji z zagrożeniami, muszą zatracać męskie cnoty. W nieodległej przyszłości padną więc ofiarą społeczeństw głodnych dóbr i statusu, które są udziałem współczesnego Zachodu. Czy możemy jednak pogodzić się z takim determinizmem, który odnajdziemy choćby u Oswalda Spenglera?”
- I ma pani Spenglera! Teraz ktoś odpowie Wildsteinowi, inny się zainteresuje, jeszcze inny zechce coś przeczytać więcej. Ludzie są różni, ale wszyscy bardzo ciekawscy.
Mówię o tym, bo przecież wiem, że pani też pisze bloga u Igora Janke. Niech się pani nie martwi – nic przeciwko temu nie mam i w miarę możliwości sam lubię poczytać, a już szczególnie jedną taką panią, która codziennie wysyła mnie do piekła. Ale mniejsza z tym.
Chodzi mi o to, że trzeba stworzyć z tych, jak to o sobie mówicie – blogerów – grupę szybkiego reagowania, złożoną z ludzi, którzy potrafią ocenić siłę tych wszystkich inicjatyw, zapanować nad ideologicznym bałaganem. To jest sprawa, którą się pani zajmie od jutra. Wyznaczy pani odpowiednich ludzi!
Rybitzky oczekując na wezwanie zdrzemnął się i śniła mu się łąka po której biegał biały króliczek. Obudzony przez Ufkę, uśmiechnął się i zasłaniając przepraszająco usta, ziewnął przeraźliwie.
Kaczokratos przywitał go skinieniem głowy, wskazał krzesło i przez chwilę siedzieli naprzeciw siebie w milczeniu. Rybitzky starał się powstrzymać przed kolejnym ziewnięciem i w końcu chrząknął. To chrząknięcie było zbyt znaczące jak na sytuację, w jakiej się znajdował, niemniej Kaczokratos odezwał się pierwszy, co na Ufce wywarło wrażenie, jakby to chrząknięcie przynagliło Prezesa.
- Cóż mam powiedzieć, panie Rybitzky? Początkowo podjąłem decyzję o natychmiastowym usunięciu pana z naszej partii, jednak… - Kaczokratos zawiesił na chwilę głos - …jednak po zastanowieniu skończy się tylko pańskim zawieszeniem w prawach członka. Dodatkowo partia wspomoże pana w trakcie ewentualnego procesu. Wziąłem pod uwagę to, że Palikotas pana sprowokował. Rzecz w tym, że wielu z nas - ja sam zresztą też – chętnie by zrobiło coś podobnego, ale nie jest to zachowanie, na które możemy sobie pozwolić wobec przeciwników politycznych, nie wyłączając nawet Palikotasa.
Niespodziewanie Kaczokratos roześmiał się dobrodusznie – Niech pana kule biją, Rybitzky! -Jak doskoczyliście do siebie u Lisopulosa, sądziłem, że Palikotas cię zmiażdży, a tu taka niespodzianka! Miał szczęście, że was rozdzielili!
A ciebie Rybitzky - reklamowano jako najspokojniejszego w świecie człowieka i dlatego znalazłeś się w studio zamiast Kurskoidosa. Zrobiłem taką roszadę, obawiając się pyskówki w studio!
- Panie prezesie, wpisałem w ankiecie…
- Rybitzky! – Ale kto czyta rubrykę „inne umiejętności i zainteresowania” ? Faktycznie wpisałeś „raciborska szkoła brudnego jujitsu” ale nikt by nie pomyślał, że zastosujesz to swoje jujitsu w studio na oczach milionów widzów.
- Ja mam taką zasadę, że jak coś potrafię, to stosuję. Nie po to przez lata trenowałem u mistrza Zetora, bym kładł uszy po sobie przed jakimś tam Palikotasem. Nauczyłem się czytać to czytam, nauczyłem się dyskutować to dyskutuję, nauczyłem się walczyć to walczę, ale nie zacząłem pierwszy…
- Mniejsza z tym. Ważny jest efekt finalny. Dwie godziny temu dostałem najświeższe wyniki badań. Między innymi pytaliśmy też o twój wyczyn. Nie wypadło to zachwycająco, ponieważ tylko 14% aprobuje duszenie Palikotasa. Nasz żelazny elektorat – wiadomo. 17% uznało to za możliwe do zaakceptowania pod pewnymi warunkami, 7% nie ma zdania, a reszta cię potępia, przy czym 32% w sposób zdecydowany.
Ale za to w ogólnym badaniu, poparcie dla PO spadło o 4%, dla nas wzrosło o 2%. Trochę mnie niepokoi gdzie się podziały dwa procenty, ale w sumie cała ta afera przyniosła nam wymierny zysk. Ich story spinnersi pogubili się tym razem i niepotrzebnie zrobili z Palikotasa taką ofiarę!
- Błąd! Błąd! Błąd! A my, drogi Rybitzky pójdziemy nomen omen, za ciosem!

Tuskoides był wściekły. Krążył milcząc po gabinecie między współpracownikami. Zaglądał im w oczy, potrząsając groźnie plikiem papierów. W końcu cisnął je z rozmachem na biurko z taką siłą, że odbiły się od blatu i rozsypały po dywanie.
Chlebotas przyklęknął i zaczął je gorączkowo zbierać.
- Zostaw! Rzucił przez zaciśnięte zęby Tuskoides i Chlebotas wyprostował się, niezręcznie zahaczając ramieniem o blat biurka. Stał teraz z bolesną miną, trzymając przed sobą niczym tarczę, tych kilka kartek, które zdążył podnieść.
- Pytam, kto zrobił z Palikotasa taką ofiarę? Na jaką cholerę założyli mu ten kołnierz ortopedyczny, skoro nic mu nie było? I najważniejsze – który kretyn wpadł na pomysł, żeby ogolić Palikotasa na łyso?
Przecież to wygląda na jakiś cholerny spisek! Już ten kołnierz i leżenie w szpitalu było idiotyzmem, ale uśpienie i ogolenie we śnie naszego człowieka! Po prostu nie mam słów! Widzieliście jak on teraz żałośnie wygląda?
- Taka była koncepcja pijarowska, żeby pokazać jak nas opozycja gnębi, do jakiego stanu potrafi doprowadzić…
- Chlebotas zaakceptował ten pomysł – odezwał się Schetynokrates, który jako jedyny nie uległ nerwowej atmosferze i od początku spotkania siedział na osobności, z wielkim zainteresowaniem oglądając swoje starannie wypielęgnowane dłonie.
- Wydawało mi się… - zaczął i przerwał Chlebotas.

- Wydawało ci się? – Tuskoides aż podskoczył i przez chwilę można było odnieść wrażenie, że rzuci się z pięściami na drżącego posła.
– To jedź teraz do szpitala, do Palikotasa! Właśnie od niego wróciłem. Leży biedak z ręcznikiem na głowie i popłakuje. Faktycznie wygląda żałośnie i jeśli o to chodziło to osiągnęliśmy pełny sukces! Jutro ukażą się jego łyse zdjęcia w Fakcie! Wkradł się mimo naszych starań jakiś łobuz w przebraniu chromego staruszka i narobił zdjęć.
To są straty! O cztery procenty spadło nam poparcie tylko dlatego, że Palikotas dał się obić w studio przez takiego młodzika, takie chucherko – a po tych zdjęciach?
- Ja tylko chcę wiedzieć, kto wpadł na pomysł ogolenia Palikotasa? Chlebotas zaakceptował czyjś pomysł. Chcę wiedzieć czyj i przysięgam, że tego pomysłodawcę, osobiście zabiję!
Schetynokrates wreszcie uznał za stosowne się wtrącić.
- Ja! – powiedział głośno a gdy Tuskoides zwrócił w jego kierunku pociemniałą z gniewu twarz, dodał spokojnie – To fragment większego planu, szefie. Chciałbym abyśmy najpierw porozmawiali o całej sprawie w cztery oczy ale wyszło jak wyszło.
Tuskoides zaskoczony oświadczeniem Schetynokratosa zamilkł, popatrzył na niego przeciągle, odwrócił się gwałtownie i wyszedł z własnego gabinetu trzaskając drzwiami.
Momentalnie opadło ze wszystkich napięcie a Chlebotas jąkając się z wrażenia, wykrztusił z siebie – Jaki to plan Schetynokratesie?
- Żebym to ja - cholera - wiedział – coś wymyślę - od tego mam głowę na karku, nie tak jak niektórzy. Jedno jest pewne. Uratowałem przed chwilą wasze dupska i chciałbym, żeby to zostało zapamiętane!
W tym momencie w drzwiach gabinetu stanął Tuskoides.
- To jest mój gabinet! Wszyscy wynocha! Schetynokratesie – ty oczywiście zostajesz. Myślę, że mamy o czym porozmawiać!

Golem 1/3 - Rybitzky

Drzewieckotes Sportas ochłonął jako pierwszy i teraz stojąc przed lustrem uczesał się starannie. Przy okazji dla rozluźnienia wykonał kilka ćwiczeń mimicznych, rozbawiając Chlebotasa, który zaglądał mu przez ramię poprawiając swój ulubiony, błękitny krawat w muszelki.
- Ciekawe co to za plan? Ty podczaszy jesteś bliżej Schety, może ci się coś obiło o uszy – dopytywał się Nowaklit mrugając porozumiewawczo do pozostałych. Jeszcze mrugał, jeszcze się uśmiechał, ale jednocześnie zaczął niespokojnie rozglądać się po obecnych – Gdzie jest ten przeklęty Arabikur?
- Aaaa… właśnie zbiegł po schodach – odpowiedział Grabates i wszyscy poza Chlebotasem roześmiali się głośno. Najgłośniej śmiał się Drzewieckotes a gdy Nowaklit ruszył biegiem w ślad za Arabikurem - rozśmieszył się do tego stopnia, że aż musiał oprzeć się o ścianę i wytrzeć twarz chusteczką.
- Oni są cudni obaj, widzieliście jak Nowaklit zasuwał - ale za późno, za późno! Nie upilnował – biedaczek!
Chlebotas stał z niewyraźną miną nie wiedząc, z czego wszyscy tak się śmieją. W końcu Drzewieckotes widząc jego zmieszanie, opanowując śmiech wytłumaczył, o co chodzi i teraz on też mógł się pośmiać, co wyglądało nieco dziwnie, gdyż pozostali zdążyli się już uspokoić.
- No panowie! Cały gabinecik robi zakładziki. Jest w tej chwili 18:05, włączamy oto ten piękny plazmowy telewizor i teraz wspólnie oglądamy TVN24. Ja stawiam 18:12! – Drzewieckotes skorzystał z prawa pierwszeństwa, które bezwzględnie należało mu się jako pomysłodawcy i przy okazji zawyrokował, że tryumfatorowi konkursu - każdy z biorących udział w zabawie - stawia butelkę dobrego - ale w granicach rozsądku – wina.
- 18:13 zakrzyknął Chlebotas, który ufał w wyczucie kolegi i też postanowił wziąć udział w zabawie.
- 18:21 jako trzeci zgłosił swój akces Grabates.
Inni poszli za ich przykładem i propozycje posypały się jak z rogu obfitości. Pozostało już tylko czekać i obserwować pasek z przewijającymi się najświeższymi informacjami.
Jeszcze raz potwierdziła się stara zasada, że nowicjusz ma szczęście. Była akurat 18:13 i 20 sekund, gdy na pasku, zaraz po wypowiedzi Pisowskiego moralisty – Gosiotesa, który drążył temat wydatków ponoszonych przez swego byłego partyjnego przyjaciela Dornatona na utrzymanie psa Saby, pojawił się oczekiwany przez wszystkich news.
„Poseł Palikotas, który przebywa w szpitalu dochodząc do zdrowia po brutalnym ataku pisowskiego aparatczyka R. został dzisiejszej nocy ostrzyżony do gołej skóry przez nieznanych sprawców. Przed chwilą w gabinecie premiera odbyło się poświęcone temu dramatycznemu wydarzeniu spotkanie. Premier Tuskoides zapowiedział, że w związku z tak brutalnym pogwałceniem standardów demokratycznych rozważa możliwość przywrócenia kary śmierci. Według najnowszych badań 71% Polaków popiera przywrócenie kary śmierci, 6% nie ma na ten temat zdania, a reszta jest przeciwna przywróceniu tej kary”
- Będzie się „Fakt” miał z pyszna! Tylko, który był szybszy. Arabikur wybiegł pierwszy, ale on zostawił komórkę w samochodzie a Nowaklit miał przy sobie. Widziałem jak biegnąc wystukiwał numer.
- Koledzy, ale co ja mam zrobić z 11 winami? – nieśmiało przypomniał o swoim tryumfie Chlebotas.
- Nie martw się stary, w sobotę po fajrancie się wypije, koledzy pomogą – minister sportu był w swoim żywiole i z tej radości poklepał Chlebotasa po plecach. Są sprzeciwy? Nie widzę!
A potem jak już Tuskoides przestanie zawracać nam głowę, do Sofii na balety! Niech żyje życie i trzykrotne hurra!
- Do Bułgarii? Mamy lecieć do Bułgarii tą rządową trumną? Beze mnie!
- Chlebotasie, widzę, że ty jesteś zupełnie oderwany od życia przez to ustawiczne przesiadywanie w mediach. Ble ble ble na ekranie, a my się w tym czasie integrujemy. My jesteśmy jak prawdziwa firma – rozumiesz? Tuskoides idzie spać a my zaczynamy żyć - mój kochany! Trzymając ze Schetynokratesem trzymasz z samym sobą! A ty Grabatasie nie rób takiej miny i nawet nie próbuj nadawać na mnie do Tuskoidesa. Mało coś was we dworze, co?
Ty zamiast drogi dla obcych ludzi budować, lepiej sobie wybuduj dobrą drogę, prowadzącą do celu!
- Spokojnie, ale nie wrzeszcz tak, że cię w całym budynku słychać. Diabli wiedzą, kto tu łazi i ucha nadstawia a potem jest na mnie. Ciszej trzeba, bo tutaj jest Urząd Rady Ministrów a nie jakiś PZPN. Tam się wydzieraj z tym twoim Bońkopulosem czy innym Latostatosem. Jak się Tuskoides dowie gdzie przesiadujecie nocami to będzie afera. Czy do was nie dociera, o co idzie walka?
- Już ty się walką nie przejmuj. Od tego mamy ludzi. Zobacz jak zadziałał Rymanopulos. Poszedł news o łysym Palikotasie, a oni to zaraz przewekslowali na karę śmierci i zamiast o tym ananasie wszyscy będą o tym, że niby Tuskoides jest za przywróceniem kary śmierci. To już się samo robi. A za drzwiami, to kto niby nas broni i swoim autorytetem przed gniewem premiera zasłania jak nie Schetynokrates? A zobaczcie jak wszystko wychodzi na naszą korzyść! Samo się robi, moi kochani, samo! Trochę nam ten Rybitzky namieszał, trochę nam spadło, ale zaraz się podniesie – oni wyjdą na dzikusów a my – my też możemy wystawić swojego Rybitzky`ego. Nawet lepszego!
Rybitzky wyszedł z gabinetu Kaczokratosa uśmiechnięty i Marian Zmyślony, który oczekiwał jakichś strasznej awantury zdziwił się po raz pierwszy. Ale zdziwił się naprawdę, gdy już siedzieli u niego w domu i popijając piwo słuchał szczegółowej relacji ze spotkania.
Kiedy Rybitzky skończył opowiadać, przez chwilę w pokoju panowała cisza.
W końcu Marian zapytał:
- Aż tak? Skoro już do tego doszło. No tak, trzeba by jakoś porozumieć się z chłopakami. Najpierw zadzwonię do Parakaleina.
- Czemu akurat do Parakaleina?
- Po pierwsze dlatego, że ma ostatnio dużo racji w tym co pisze, a po drugie, że jak będzie trzeba to też w mordę potrafi strzelić bez rozważania moralnych aspektów użycia przemocy fizycznej.
- Cholerne to są sprawy! – Rybitzky wypił solidny łyk piwa i powtórzył raz jeszcze – Cholerne to są sprawy i bardzo nieprzyjemne.

Całość 1 rozdziału jest tutaj. Dużo zmian.
http://jacek.jarecki.salon24.pl/71812,index.html

Od jutra rozdział drugi , prawdopodobnie noszący podejrzany tytuł :"Parakalein"

Golem 2 - Parakalein

Parakalein rąbał drewno na opał.
Przed drewnianą szopą piętrzył się stos pociętych na plastry pni oraz drugi, daleko większy i bardziej rozwichrzony, rozmaitej grubości gałęzi.
Do pracy zagonił swoich przyjaciół: Zbyszka, Kazka i Parakaleina. Nie zapomniał też o Baśce.
Wyjaśnijmy od razu, że Parakalein nie należy do mężczyzn, którzy do rąbania drzewa zaganiają kobiety. Baśka jest piłą, Zbyszko ostrym toporkiem, Kazek siekierą a Parakalein również siekierą. Bardzo potężną i ciężką siekierą, taką siekierą, jaką się bierze do ręki dopiero w ostateczności.
Oczywiście nikt nie wiedział, że Parakalein nazwał największą siekierę własnym imieniem, w ogóle nikt nie wiedział o zwyczaju nadawania imion narzędziom, których używał, aby te lepiej pracowały.
Pomysł zaczerpnął od sąsiada ogrodnika, którego podsłuchał przypadkiem, gdy ten przemawiał czule do swoich roślin.
- No, Kazek, łupej mi tu piknie na scypecki... - burknął pod nosem i zaczęli pracę.

Parakalein rąbał drewno. Wokół zapachniało lasem. Ostro świeciło chłodne, październikowe słońce i świat wydawał się idealny w swojej prostocie.
Kiedy na chwilę przerywał by rękawem kraciastej, flanelowej koszuli otrzeć pot z czoła z przyjemnością spoglądał na intensywnie zielone stoki pagórków i majaczące w oddali ośnieżone szczyty, miał wrażenie, że patrzy na wyidealizowaną tapetę na ekranie swojego laptopa.
- Czołem sąsiedzie! Piękny widok, prawda? - KJ Wojtas uśmiechał się zza płotu - Dobrze jest zacząć pracę w taki dzień. Nie chcę przeszkadzać, ale dzisiaj rano listonosz zostawił u mnie dwadzieścia cztery przesyłki z Chin dla sąsiada. Złośliwi są i konsekwentni nasi żółci bracia. Niech Pan zwróci uwagę, że u nas już wszyscy o całej sprawie zapomnieli a oni przysyłają i przysyłają. Szkoda tylko, że przeważnie Chopina, ale z drugiej strony...
- Kapecke książek tyż było: Lem, Sienkiewicz - dyć faktycnie Chopina to już aż na dość. Tela dobze, że muzyka to muzyka, bo jak książki po chińsku to nijak z nik pozytku ni mo.
- Rozsyłam, rozdaję, a te pieruny zaś ślą i ślą.
- Ich jest miliard z hakiem, drogi Parakaleinie. Chyba Pańska komórka dzwoni! Ustawił sąsiad „Etiudę rewolucyjną" jako dzwonek? Tego się po sąsiedzie nie spodziewałem!
Parakalein podszedł do jabłoni, zdjął przewieszoną przez gałąź kurtkę i wygrzebał z kieszeni telefon. Spojrzał na wyświetlacz -
Spojrzał na wyświetlacz - KJ pocekaj, to Rybitzky dzwoni!
Wojtas nie tylko poczekał, ale nawet odsunął tajną sąsiedzką sztachetę, nie bez pewnego wysiłku przedostał się na podwórko Parakalina i usiadł wygodnie na pieńku.
- No godoj wartko chopie jak tam po prowdzie było? Kielo Cie tom cymali? Heeej?

KJ Wojtas dopiero siedząc na pieńku przypomniał sobie, że chciał namówić Parakaleina na degustację i wyrażenie fachowej niezależnej opinii, w związku z czym wyciągnął zza pazuchy piersiówkę i starannie nalał przezroczystego różowawego płynu do dwóch mikroskopijnych kieliszków, które służyły dotychczas jako zakrętka.
- Heeej? No dyć sharpaganili ! Rozumiem, że koty - ale ludziska przeca radzi kociskom - i co ma piernik do wiatraka. Heej? I ich tyz? Nicpoń? Nicpoń jest wadliwy, bo siem jakosik poramoształ.
- Wielkie mi ho, syćka to przeca wiedzom!
KJ Wojtas starał się nie słuchać, zresztą z samych odpowiedzi Parakaleina niewiele mógł wywnioskować.
Wreszcie skończyli. Parakalein usiadł na pieńku i odruchowo wypróżnił podsunięty mu kieliszek zakrętkę.
- No i jak smakuje? - Zapytał KJ Wojtas, który nie chciał być natarczywy i od razu wypytywać o Rybitzky`go.
- Co, jak smakuje?
- Jak to co, moja nowa cytryńcówka? Dodałem tym razem...
- Jaka cytryńcówka? - Parakalein był wyraźnie zdziwiony.
- No - to co wypiłeś przed chwilą!
- Co wypiłem? To w nakrętce? - Takie psińco, żem nie obacył nowet.

Parakalein przyjął podaną mu piersiówkę i tym razem pociągnął wprost z niej łyk o jakim można powiedzieć, że jest sporym i wystarczającym łykiem aby po łyknięciu takiego łyka można było wydać uczciwą acz subiektywną opinię.
- Krucafuks, pysna, kie jasno cholera!!
KJ Wojtas uśmiechnął się z zadowoleniem patrząc na sąsiada wpatrzonego w oddalone górskie szczyty.
- W kiepeli pojaśnio i wyosco łostrość widzenia. Mgła schodzi z gór
Teraz już bez dalszej zwłoki Parakalain zaczął opowiadać o tym, czego dowiedział się od Rybitzky`ego. O jego rozmowie z Kaczokratosem, z której Rybitzky wyniósł dwie nauki - pierwszą, że obydwie strony politycznego konfliktu mają zamiar w nieskończoność go eskalować a drugą, że musi zacząć naprawdę na siebie uważać.
Mimo wszystkich uśmiechów, zapewnień i najwyższego stopnia szczerości na jaką zdobył się znany z nieufności Kaczokratos, Rybitzky pojął, że ma być po prostu użyty jako broń w jednej ze starannie przygotowywanych medialnych potyczek. Potyczek, w których najdoskonalsza znajomość raciborskiej sztuki walki, znanej jako „brudne jujitsu" może nie być wystarczająca by czuć się naprawdę bezpiecznym.
Opowiedział też Wojtasowi o „akcji kot" przygotowywanej wedle słów Kaczokratosa przez jak ten się wyraził „cwaniaków z PO" która miała rozpocząć się wieczorem od porażających anty kocich informacji podanych w wieczornych „Wydarzeniach"
- Rybitzky prawi, ze majom odgrzoć syćkie anty kocie ludowe bajdy. Niby to jakosik kampanio na wyśpekulowanie licona, dyć na mój dusiuk felerno, bo Kaczokratosa to tera z alimentami syćka śpekulujom a nie z kotami.
- Czy oni nie mają większych zmartwień? - zdziwił się KJ Wojtas i rozlał resztę cytryńcówki do srebrnych kieliszków.
- Mają, mają! Rybitzky nie kcioł syćkiego godoć bez telefon, a przeca i tak wiecorem bedzie hawok, znaczy u mnie - u nos - w gości.Ciupnie se ze dwa, tsy dni dla własnego bezpieceństwo i kapecke łodsapnie wedle smreków. Momy nad cym pośpekulować.
Tak łogólnie, chodzi o to, że jakesik ceper RB wśmarował do sieci kilka tygodni temu tekst, i wymędrolił trafnie caluśki sereg wydarzeń, nowet ten spontanicny przeca wycyn Rybitzky`go s psyduseniem Palikotasa. Kaczokratos miarkuje, że Rybitzky pracuje dla jakiejsik tajnej grupy co to śtuderujom s politycnym marketingiem, bo przeca ino Rybitzky wie, cy jego wycyn był spontanicny cy zaplanowany? Kaczokratos jezd strapiony i kapke zmiesany bo przeca samiućki wyzdyjoł o wystawieniu Rybitzky`ego w tej debocie, a ten cały RB wyśmarowoł to syćko duzo wceśni.
- O! - KJ Wojtas pojął nagle jak bardzo interesująca może być ta sprawa.
- O! - powtórzył.
- Rybitzky prawi, że jak ino spozirnoł na tekst tego RB, bo Kaczokratos dał mu wydruk do przecytanio, pierunem pokapował, kto to naśmarowoł, ale gębę zawrył i pary nie puścił. Tera jest ino taki frasunek, cy piekielnie tajno słuzbo tyz ten tekst RB dopodło? Cy inksa strona tyz wi? Bo widzicie gazdo - abo to jakesik baz skomplikowany spisek, abo Rybitzky faktycnie cusik knuje na własną rękę, abo ten RB to jakesik cholerny prorok. Jeśli to łostatnie, to może być nie lado haratacka.
- O! - powtórzył KJ
............
RB otworzył swój budzący grozę w całym Referacie czarny notes i na samej górze białej, zupełnie dziewiczej strony napisał czarnym cienkopisem podejrzane i chwilowo nie znajdujące żadnego zastosowania słowo: „śmigło"
Starannie podkreślił je dwoma równoległymi, idealnie prostymi liniami.
To była gra.
Rzucił piłkę a oni ją złapali.
Chociaż czuł w sobie moc i widział wyraźnie ciąg napływających wydarzeń, po opublikowaniu tamtego tekstu zaczęły dręczyć go wątpliwości.
Do tego, że jego prognozy sprawdzają się w osiemdziesięciu - dziewięćdziesięciu procentach był przyzwyczajony. Tyle tylko, że kiedyś konstruował swoje przyszłościowe fantazje w sposób bardzo ogólny i tylko dla własnej satysfakcji.
To, co opublikował wówczas w sieci, pchnięty jakimś dziwacznym impulsem było bardzo szczegółowym opisem kolejnych medialnych sztuczek, jakie zostaną zastosowane przez PO i PiS w ciągu trzech kolejnych tygodni. I wszystko sprawdziło się, co do joty.
Nie był naiwniakiem i zdawał sobie sprawę, że najbardziej prawdopodobną wersją jest ta, mówiąca, że sztaby pijarowców po prostu przeczytały jego tekst a potem wzięły jego proroczą wizję za uporządkowany szereg wskazówek- i tak je traktując - zrealizowały punkt po punkcie.
Niepokoił go tylko casus Rybitzky`ego.
Znał, czytywał jego teksty i obraz tego chłopaka, jaki sobie na bazie tej lektury wyrobił, nijak nie pasował do takiego spisku. RB nie wierzył by Rybitzky dał się wciągnąć i zechciał, kalkulując na zimno wziąć udział w spektaklu z Palikotasem.
Inną rzeczą było ogolenie tego krzykacza na łyso. Ten szczegół dodał w swym proroctwie dla żartu, a oni - oni najwyraźniej się na to nabrali, co znaczyło, że przynajmniej chłopcy z PO w pewnym momencie dotarli do jego tekstu. Uznali go za bardzo ważny, ważny na tyle by zacząć go realizować.
RB ponownie otworzył notes na stronie gdzie napisał „śmigło" i teraz zauważył maleńką ciemnoczerwoną plamkę-plamkę krwi. Spojrzał na tonący w półmroku sufit.
Śmigło, krew i Chlebotas.
RB zamyślił się i zdecydowanym, ostrym, raniącym papier pismem zanotował na dole strony.
„ Jutro poseł Chlebotas zostanie przyłapany w lokalu Sofia przez gorliwego reportera - „in flagranti" z panną Jolą, byłą stewardessą linii lotniczych LOT, podczas wykonywania tak zwanego „śmigła" Kaczokratos natychmiast wykorzysta nadarzającą się okazję by rozpocząć kampanię ogólnopolskiego umoralniania pod hasłem „Nie potrzeba nam tutaj cudzoziemskich śmigieł" Na takie dictum, Marszałek Komorotas odpowie w programie „Kawa czy herbata?" że Polacy potrafią się seksić nawet pod zawartymi drzwiami stodoły. Po godzinie piętnastej..."
RB pisał w natchnieniu a wokół niego fruwały maleńkie papierowe anioły produkowane masowo, przez nie-obawiającą się recesji NFDB ( Niebiańską Fabrykę Dzielnego Borgesa).
Z nieskazitelnie białego sufitu kapała słona krew i pomieszczenie, w którym RB siedział za biurkiem powoli wypełniło się magią pierwszej kategorii.
Gdy skończył, wstał i wyjrzał na korytarz. W całym budynku panowała niezakłócona niczym cisza. Podłogi lśniły. Klimatyzacja działała a dziwaczny trumienny portret hetmana Sanguszki bezdusznie acz koso spoglądał ze ściany.
Wszystkie drzwi zostały starannie zamknięte.
Systemy alarmowe włączone.
Kamery były przygotowane by zarejestrować najmniejszy nawet ruch na każdym z setek korytarzy firmy.
RB nie miał zamiaru wychodzić z pokoju. Od świata nie potrzebował dosłownie niczego. Nie pił, nie jadł a nawet - trzeba to napisać - nie oddychał.
Wystarczyło mu, że upewnił się, iż wszyscy opuścili budynek. Starannie zamknął drzwi i usiadł przy swoim własnym, jedynym w swoim rodzaju biurku.
Nie potrzebował świata, ale świat cholernie potrzebował właśnie jego.
Bywa i tak.
W całym Referacie - poza nim nie było już nikogo. Został sam.
Zamknął swój czarny notes i włączył komputer.
- Witaj Panie Ciemności! - odezwał się głośnik.
- Czołem staruszku! - odpowiedział Referent i podniósł białe skrzydło skanera.

...
Schetynokrates chrząknął i ponownie usiadł na blacie biurka Premiera. Przez chwilę żałował, że w ogóle wstawał, dzięki czemu, jak mniemał - Tuskoides mógł zyskać pewną psychologiczną przewagę.
Tuskoides najwyraźniej nie był zainteresowany zyskiwaniem żadnej, nawet psychologicznej przewagi. Ciężko oddychał i wzdychał niczym bohater dziewiętnastowiecznej powieści obyczajowej a potem „ni z gruszki ni z pietruszki" - powiedział:
- I świnia jest ssakiem! I goryl też jest ssakiem! - Sorry - drogi Schecie, ale trochę nie panuję nad sobą. Po co ogoliliście tego nieszczęsnego Palikotasa? Po jaką cholerę ogoliliście tego durnia na tak zwaną pałę?
- Natrafiliśmy na proroctwo, szefie. Bez względu na to jak to głupio brzmi, ale natrafiliśmy przy okazji sprawy Rybitzky`ego na cholernego, pieprzonego proroka - na faceta który przewidział wszystkie wyczyny Kaczostratosa i nasze. Służby sprawdziły wszystko! W tym nie ma żadnego fałszerstwa. Ten cały RB - facet tak się podpisuje - przewidział na końcu, ale pamiętaj, że wszystkie poprzednie jego prognozy się sprawdziły - atak tego całego Rybitzky`ego... choć nie wymienił nazwiska ale napisał wszystko tak jak było, że młody...że ...
- Po prosty był jakiś przeciek - cholera!
- Żaden przeciek! Tu jest dokumentacja! - Schetynokrates pomachał przed oczami Tuskoidesa błękitnym robakiem pendriva. Problem jest w tym, że żadne służby - nawet sam diabeł nie może go namierzyć. Wspominam o diable nie bez powodu. Zgadnij jak wygląda IP tego całego RB?
Co robisz taką minę? Jasne, że trzy pieprzone szóstki. Nie ma w całym świecie takiego IP.
- I co?
- Jak to „i co?" Mnie to na przykład bardzo niepokoi. Ciebie nie - herr premier?
Schetynokrates roześmiał się i jakby na deser wyjął z kieszeni marynarki złożoną na cztery kartkę papieru.
- Drogi Tuskoidesie! Wielce szanowny panie premierze! Jeszcze mamy to - Przeczytaj, proszę! Wczoraj wieczorem całe Trójmiasto zostało oklejone takimi oto plakacikami.
- To też robota tego RB? Kto tu się podpisał? Triarius w imieniu Oswalda Spenglera? - Cholera, skąd ja znam to nazwisko? A jaki, kurwa, dopisek - „który na razie nie potrafi nic napisać po Polsku" Schetynokratesie - to jakiś żart?
- Nie Panie!
...
Parakelein spojrzał jeszcze raz na gasnący wraz z zachodzącym Słońcem krajobraz i odwróciwszy się do Wojtasa powiedział:
- Jest zbyt pikny coby móg być prawdziwy, hej. Jutro...
- Jutro - Jutro to będzie futro! - odpowiedział KJ wstając z pieńka. Za kilka godzin przywitamy tutaj Rybitzky`ego i tego jego Zmyślonego kumpla. Trzeba przygotować im jakiś pokój. Lepiej zawołaj Zośkę!
- Zośka! - zawołał Parakelein.