piątek, 24 lipca 2009

9 złotych

Wracam dzisiaj z pracy.
W kieszeni 9 złotych i 20 groszy.
Weekend.
Starannie sobie obliczam, że starczy mi na trzy piwa i jeszcze zostanie 1,70.
Nie chce mi się lecieć do Biedronki.
Po deszczu.
Wysiadam z autobusu i idę do sklepu. Po drodze kiosk „Ruchu”.
Kioskarka, fajna koleżanka szykuje gazety do zwrotu. Akurat trafiam na Rzepę.
Dzień dobry! - mówię, a jak już się przywitałem, zaświtała mi myśl, że w Rzepie przecież pisze nasz Janke. Kupiłem. Strony niepotrzebne do torby.
Ekonomia i program TV zawsze mogą poczekać.
Przeglądam. Nie ma w gazecie Jankego. Ani Igora, ani jakiegoś Jankego innego. Przykro czytać!
Jest Lichocka, Ziemkiewicz, Kuczyński, coś o papugach, o sporcie. Jest też Peter Mandelson, a Igora nie ma!
W spożywczym biorę dwa browary. Idę do domu.
Śmiało jak Bolesław.
Po drodze czytam felieton pani Lichockiej. Zdjęcie ukazujące ładną buzię Pani Redaktor przekonuje mnie, że nie jest to tekst napisany przez Tomasza Hajtę.
Z trudem.
Bywa i tak.
Ale skoro nie ma Igora ani tancerek, „co tańczyły by nam nago” zagłębiam się przy obiedzie w lekturze tekstu pana Ziemkiewicza.
Dobry tekst.
Pan Rafał pisze tak, jakby zatarł sobie jedno oczko pieprzem i pisząc prawą ręką, lewym rękawem obcierał jednocześnie łzy cieknące ze skrzywdzonego oczka.
A gdzie nasz Igor? Nie ma!
Dla Was to żart, a dla mnie jedno piwo mniej w weekend. Nie żebym spierał się o takie głupstwo, ale co to za gazeta bez jednego fajnego tekstu?
W Salonie też nie ma nowego tekstu Jankego. Leniwa brzytwa z niego, z tego całego ( he he ) Igora. Mógłby jako Igor- śmigor, bardziej gorliwym być!
„ Gorliwszym”
Ale co to w ogóle za dzień?
Słońce, wiatr i burze. Wszystkiego dzisiaj zaznaliśmy.
Jest duszno.
Piszę o tym, aby się jakoś zaczepić. Tak naprawdę od początku chciałem opowiedzieć Wam o tym, co mi się dzisiaj śniło, ponieważ śnił mi się sam Adam Michnik. We śnie spotkałem go na dworcu w Koninie. Poskarżył mi się, że jest bardzo głodny, w związku z czym kupiłem mu pół kilo prawdziwych kabanosów i trzy bułki.
Chodziliśmy ulicami, a "wiaruchna" „miała nas na uwadze”
Wędrowaliśmy, a pan Michnik mówił przez cały czas, opowiadając o wszystkich możliwych tajemnicach 1,2, 3, 4 i nawet 5, RP. Tyle tylko, że cały czas pogryzał suche, chrzęszczące kabanoski oraz dobrze wypieczone buły.
Nic nie rozumiałem z tej jego gadki. Sorry!
Na dodatek w tym śnie, nie wiedzieć czemu, to ja rozdawałem autografy, podpisując się nawet na jednym, nieco przestarzałym ale aktywnym damskim cycku przy pomocy flamastra. Pierś była owszem, owszem, ai pan Adam raczył dorysować serduszko nad sutkiem.
Szczerze, to był mój trzeci albo czwarty sen z udziałem szczerego Vipa. Ostatnio śniłem o tym, że król Zygmunt III ożył na tej swojej warszawskiej kolumnie i strasznie "darł papę" żeby go ściągnąć i uratować.
Wezwałem senną straż pożarną, ale główny strażak mnie oświecił, że oni owszem przyjeżdżają by ratować koty, które wlazły za wysoko, ale co do króli, żadnych instrukcji od "naczalstwa" nie mają.
Umyli ręce.
Wołaliśmy wspólnie na króla: -Kici! Kici!
Nie zszedł dopóki nie podstawiliśmy drabiny.
Żenada.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz