Też mi nowość, że nowomodny polityk nie potrafi sam z siebie wydusić publicznie jakiejś sensownej opinii. Przyjmujemy tutaj fantazyjne założenie, że każdy poseł, senator czy członek rządu jest politykiem a nie zwykłym „mięsem”, którego rola sprowadza się do umiejętnego odczytania karteczki, by w ten sposób sprytnie dowiedzieć się – jak głosować i co ewentualnie robić?
Proszę, a zwracam się przecież do ludzi żywo zainteresowanych polityką – proszę wymienić po nazwisku wszystkich posłów PO czy PiS jakich państwo znają i kojarzą, że o senatorach nie wspomnę.
No i co? Jakie wnioski?
To jest problem tylnych rzędów. Ci ludzie, posłowie przecież, mają siedzieć cicho. Tam, w tylnych rzędach nie są potrzebni indywidualiści ani żadni mądrale. Jeszcze tego brakowało żeby taki poseł z siódmego rzędu wywodził swoje mądrości przed kamerami! Dostanie fuchę w komisji – jego szczęście i dodatek. Jego szczęście jak go skinieniem głowy powita wódz przechodzący poziomym korytarzem w towarzystwie swej świty.
Nie wszyscy muszą błyszczeć – prawda!
Posłowie są od pracy, nie od pokazywania gęby w TV – prawda!
Tyle tylko, że taki poseł z siódmego rzędu gdzieś w Polsce jest kimś i tam są lokalne media oraz utrapienie polityków – wyborcy. I jak taki ananas wylezie z szarości swej sejmowej egzystencji, jako lokalna gwiazda musi wiedzieć co ma myśleć i mówić. I tą wiedzę zapewniają mu specjaliści od PR, story coś tam –oraz inne żywe acz nieznane, instrumenty polityczne.
Zobaczcie jak to się zmienia – nie negując oczywistego faktu, że zawsze było wielu czynnych politycznych idiotów – jednak większość pozycjonowała się na politycznej mapie wedle swoich poglądów. Jak ktoś był liberałem to w środku nocy obudzony przez dziennikarza mówił o obniżeniu podatków, o likwidacji bzdurnych przepisów hamujących rozwój gospodarczy, o indywidualnej wolności.
Jeśli nie czytywał Smitha, znał chociaż książki Twaina.
Każdy wiedział, że na co dzień nie wypada podważać autorytetu swojej partii czy liderów – znał granice do jakich mógł dojść w swoich rozważaniach. To wystarczało.
A teraz? Teraz to diabli wiedzą jak jest? Partiami rządzą spece od reklamy, jacyś nieutalentowani story spinersi, którzy co najgorsze odnieśli sukces kreując PO – partię bez właściwości – na lidera sondaży i nie tylko. No i skoro jest sukces to trzeba ten sukces podtrzymać takimi metodami jakimi został on osiągnięty.
I to będzie narastać, śruba będzie dokręcana i nie ma żadnej nadziei na swobody wewnątrzpartyjne w dużych organizmach politycznych.
Już nie feudalizm ale rządy kapłanów zza kulis, rządy w stylu zaczerpniętym z filmu Kawalerowicza „Faraon” – labirynt prowadzący do skarbca, sprytnie przewidziane zaćmienie Słońca – te rzeczy.
Głosują wedle kartek i skinień liderów, choć coś tam na początku kadencji przysięgali. Rzeczywistość i wydarzenia polityczne komentują według instrukcji z centrali.
Chodzą, jedzą, produkują ustawy i biorą naszą kasę.
Są fasadą. Murem z pustaków za którym ukryci są specjaliści od sztuczek. To ma być demokracja? Wolność? Na co mi taka demokracja, którą ustawiają gazety czy stacje TV.
Czy ktoś z państwa głosował kiedyś na TVN, Wyborczą albo na jakiegoś speca od politycznego bajeru?
Sporo jest w naszym necie, co mnie niezmiernie cieszy - stron z dopiskiem „Watch” Internauci śledzą poczynania Bufetowej, Tuska, Kaczynskich, Pisu itd. Moim zdaniem, po kolejnym samo obnażeniu się naszej sceny politycznej – czas na stronę:
Marketing Polityczny Watch!
Trzeba uważać, bo się - mili państwo - możemy naprawdę obudzić, nawet nie z ręką, a z głową w nocniku! Z głowami.
piątek, 24 lipca 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz