poniedziałek, 24 sierpnia 2009

Cienie 8

Rozdział czwarty

4- 41
Paweł rozluźnił się trochę i nawet podszedł do okna by wyjrzeć ukradkiem na ulicę. Na wprost posterunku zaparkowała nowiutka granatowa furgonetka marki Ford . Kierowca palił papierosa opierając w pełnym nonszalancji geście wyciągniętą rękę na ramie otwartego na oścież okna .
Towarzysząca mu młoda kobieta ubrana w elegancką błękitno szarą krótką sukienkę przechadzała się stukając przeraźliwie wysokimi obcasami w pełne dziur szare płyty chodnika , rozmawiając jednocześnie przez telefon komórkowy
Tylne drzwi furgonetki otwarły się i na rozpalony asfalt szosy sprężyście wyskoczył krótko ostrzyżony młodzieniec ubrany mimo upału w nieskazitelny
czarny garnitur i lśniącą białą koszulę.
Pawłowi natychmiast skojarzyli się z ludźmi o których opowiadał Wiktor, ale
myśli przygasły w jego zmęczonej głowie i tylko obserwował .
Mężczyzna podszedł do kobiety i przez chwilę rozmawiali a ona dłonią zakryła
mikrofon telefonu , przerywając rozmowę . Pawłowi wydawało się , że mówili
o nich, o posterunku .Tym bardziej , że kilkakrotnie podczas wymiany zdań wzrokiem wskazywali na budynek , przy którego oknie stał właśnie ukryty w mroku.
Po chwili , gdy kobieta kontynuowała przerwaną rozmowę mężczyzna wyjął
z kabiny furgonetki niewielką walizeczkę, która po otwarciu okazała się laptopem na którego klawiaturze zaczął wystukiwać jakiś tekst. Paweł nadal ich obserwował ale myślami zaczął krążyć w niesprecyzowanych , chaotycznych wspomnieniach niedawno przeżytych zdarzeń.
Czuł głód, po tym wszystkim co przeżył żołądek całkiem zwyczajnie przypominał o swoich prawach .
Jadł w domu zanim wyszedł do parku około dziewiątej a teraz była ... odwrócił
się od okna i spojrzał na duży czarno biały elektroniczny zegar wiszący na
ścianie ponad biurkiem komendanta . Była godzina siedemnasta czterdzieści pięć . To nagłe przebudzenie apetytu sprawiło , że częściowo otrząsnął się z tego co przeżył . Przecież powinien iść do domu . Co on tu w ogóle robi ? Co go to wszystko obchodzi ? W domu już dawno po obiedzie i starzy się martwią. Wyszedł rano nie mówiąc matce dokąd i teraz molestowany przez własne trzewia podjął decyzję.
-Wiktor ... ja idę do chaty , nic przecież nie zrobiłem ...jeść mi się chce
i ty też przecież nie musisz tu sterczeć .
-Masz może rację , zaraz pójdziemy razem ale... zawiesił głos
wskazując niedwuznacznie na pękatą flaszkę – Co on tam kurwa produkuje te szklanki ?

4- 42
- Ej , Rysiek dawaj szybciej ! –krzyknął ale odpowiedziała mu cisza
Wiktor ruszył w kierunku drzwi łazienki i zbliżając się do nich usłyszał szum wody z odkręconego kranu . W prowizorycznej celi obudził się Stachu Ława
i jękliwym głosem zaczął nawoływać co bardzo przypominało dziwaczną melorecytację .
-Jest tam kto ? O ludzie gdy w celi więziennej ja gnije , wypuście niewinnego z klatki ptaka co w gardle mu zaschło... wolności ! pragnie lud na piwo do baaru pójść – tu próbował jodłować i straszliwie sięrozkaszlał , ale już po chwili odezwał się bardziej rzeczowo.
-Proszę mnie wypuścić bo lać mi się chce ! Żywo... żywo na piwo !
Świeżo obudzony był najwyraźniej w doskonałym humorze mimo wspomnianej
niedogodności ponieważ znów zaczął mało melodyjnie wyśpiewywać różne
wezwania . Paweł ruszył za Wiktorem i gdy ten otwierał drzwi łazienki był tuż za jego plecami. Już na pierwszy rzut oka można było stwierdzić ,żepomieszczenie jest puste . Woda lała się ze srebrzystego kranu nowoczesnej
baterii do zlewu , na którego dnie poruszały się atakowane gwałtownym strumieniem dwie puste , starannie wymyte szklanki i aluminiowa łyżeczka .
Drzwi do kabiny pierwszej ubikacji były otwarte na oścież a ona sama pusta,
podobnie jak druga, którą musieli otworzyć z pełnym niepewności wahaniem.
Stali w tym niewielkim pomieszczeniu cokolwiek bezradni , lecz w końcu znaleźli trzeba przyznać , że bardzo wątpliwe . rozwiązanie .Otwarte było niewielkie wysoko umieszczone okienko i Wiktorowi udało się z trudem
podciągnąć na wąski parapet . Wyjrzał na zewnątrz i bez przekonania oznajmił .
-Ta cholera musiała tędy zwiać , ale po kiego skoro mógł sobie wyjść
normalnie drzwiami . Ale nie wyszedł bo bym go widział . Jak on wylazł
przez taką szparę . Diabli nadali .
Masz Pawełku rację , idziemy stąd . Tu jakby wszyscy zgłupieli Chwilę tylko poczekaj. Walnę sobie setkę. Chyba mi się należy.
Kiedy Wiktor nalewał sobie do szklanki pierwszą a potem drugą setkę gnieciony
na miazgę pełnym wyrzutu i bezsilnej złości spojrzeniem Pawła wciąż zamknięty Stanisław Ława śpiewał głośno lecz nie bardzo na miejscu .
„ gdy widze słodyce to kwice
i cały się świce jak znice a u sąsiada tam
kapela gra tam kwicy Kaśka i kwice ja ...”
Wiktor początkowo miał szczery zamiar wypuścić kumpla ale ucieczka młodego
policjanta wytrąciła go z równowagi i uznał za nierozsądne wdawaniesię ze Stachem nawet w rozmowę . W końcu przestał pić i z ociąganiem wstawił
butelkę , na której dnie została może pięćdziesiątka , z powrotem do biurka sierżanta Gruzy.
4-43
„ i w misce tsymołem słodyce
i przez to wciąż kwice i kwice ...”
Paweł ponownie wyjrzał przez okno. Mężczyzna stał w cieniu rachitycznego
drzewka i patrzył w jego kierunku , a kobieta która właśnie skończyła rozmawiać wystukiwała kolejny numer na klawiaturze telefonu. Ta sytuacja zaczęła męczyć go boleśnie. Ucieczka posterunkowego była tak bardzo nie na miejscu a teraz jeden pijak śpiewa sobie w najlepsze a drugi wprowadza się w stan upojenia. Na dodatek trójca przed posterunkiem mimo swej nietutejszej elegancji wyglądała aż nazbyt służbowo. Nadzieja na szybki powrót do domu
rozpadała się w nim jak budyneczek z kart . Pomyślał ,że mógłby uciec śladem
Ryszarda przez okienko w łazience ale czuł, że przekracza to jego fizyczne
możliwości . Właśnie wtedy zadzwonił telefon a Paweł mając go w zasięgu ręki odruchowo podniósł słuchawkę. Kobiecy podniesiony głos zakomenderował .
- Niech pan słucha uważnie panie posterunkowy i bez zbędnych pytań wykona polecenia które za chwilę panu wydam . Grozi wam niebezpieczeństwo i musicie natychmiast opuścić teren posterunku. Niech pan wyprowadzi tych dwóch, którzy niedawno tam weszli . To ważne !
- Proszę pani , przy telefonie Paweł Iwański . Ten policjant, który tu był uciekł przez okienko w łazience . My tu przyszliśmy zeznawać ale teraz to ja idę do domu.
-Dobrze , ale natychmiast wyjdźcie na ulicę – głos w słuchawce brzmiał oficjalnie ale gdzieś głębiej tkwiło w nim niepokojące drżenie strachu i niepewnej siebie odpowiedzialności.
-Młody człowieku , weź za kark tego swojego kolegę pijuska i natychmiast na ulicę . Niebezpieczeństwo jest śmiertelne ! Szybko !
Paweł pod wpływem tego krzyku odrzucił słuchawkę na biurko i skoczył w kierunku Witka , jakby uniesiony mocą tego zagrożenia , którego nadrzędność mu oznajmiono . Tym razem to on szarpnął swego towarzysza i to tak mocno ,że resztka wódki , którą ten w pełny szacunku skupieniu obracał na dnie szklanki myśląc nad stratą tej , którą odstawił do biurka ,chlusnęła mu na koszulę ,ale nim zdążył zaprotestować został wypchnięty na korytarz .
- Już na ulicę ! Zostaw to kurewstwo !
Wywlekł prawie nie opierającego się mężczyznę na schody pod które właśnie podjeżdżała znajoma granatowa furgonetka . Na dole przy pomocy faceta w garniturze udało mu się wepchnąć ogłupiałego Wiktora do części bagażowej .Wskoczyli za nim i zatrzasnęli drzwi a jednocześnie siedząca przy kierowcy kobieta odwróciła się do nich . Teraz w prawej dłoni zamiast telefonu trzymała przedmiot przypominający futurystyczną imitację pistoletu .

4 - 44

Wnętrze pojazdu łącznie z podłogą wyłożone było grubym jasno beżowym
przypominającym w dotyku skórę obiciem. Przez ulotną chwilę zapachniało
luksusem ale gdy samochód ruszył z piskiem opon niewielkie wnętrze wypełnił
iście piekielny odór przetrawionego alkoholu dochodzący z ciężko dyszących
ust Wiktora , który próbował usiąść i zaczął głośno protestować .
- Co kurwa jest ! co jest grane ...
Mężczyzna przerwał mu zdecydowanie.
-Nie widzi pan ,że to konieczne. Mało pan dzisiaj przeżył ? Jeszcze teraz wódkę pan pił ... przecież to co się działo w parku ... Ale ma pan wielkie szczęście , że pana potrzebujemy . Tak pana otrzeźwimy , taką dawkę pan otrzyma trzeźwości , że prędzej ten samochód , którym jedziemy się spije niż pan , ale na razie niech pan odpoczywa , niech pan śpi snem jak to mówią sprawiedliwego bo w takim stanie do niczego się pan nie nadaje a będzie pan bardzo, bardzo potrzebny .
- Marlenko , połóż go !
Kobieta nacisnęła spust swej dziwnej broni i nic się nie stało , tylko Wiktor bezgłośnie osunął się na podłogę . Paweł zauważył , że mężczyzna który przed momentem go pouczał , teraz z zaskakującą czułością objął jego bezwładne ciało i ułożył je , opierając głowę uśpionego na swych udach .
- Śpij aniołku – dodał i odwracając twarz w kierunku Pawła mrugnął porozumiewawczo.
Paweł odwrócił się i wyjrzał przez przednią szybę zza pleców kobiety. Jechali przez osiedle domków jednorodzinnych na którym mieszkał , więc wziąwszy się w garść zaproponował .
-Może wstąpimy do mnie , zjadł bym coś ...
Kobieta nazwana Marleną odwróciła się do niego z uśmiechem .
-Cóż za piękny pomysł .Miło , że sam proponujesz ale mieliśmy taki właśnie zamiar. Musimy gdzieś zebrać siły. Naradzić się i ożywić tego tutaj denata. Najpierw jednak staniemy gdzieś na chwilkę , ponieważ należą ci się wyjaśnienia . Chodzi o to żebyś nie nabroił . Nie narobił jakichś głupstw . Musisz zrozumieć swoją rolę w tej historii .Paweł patrzył na mówiącą z bliska i mimo , że słuchał uważnie odruchowo oceniał jej urodę . Ciemne , farbowane włosy , staranny spokojny w tonacji makijaż i odrobina bardzo delikatnie naniesionego różu na nieco wystających kościach policzkowych . Do tego duże jasne oczy .
Jest zdecydowanie ładna. Ładna w zdecydowany sposób i można się bez trudu domyśleć , że doskonale zdaje sobie z tego sprawę .Paweł był w tym momencie
blisko kobiety i cała groza i niejasność sytuacji ustąpiły wyparte przez chęć
zaimponowania tej obcej przecież osobie .
4 - 45

Mimo swej nieco orientalnej urody jest bardzo ładna lecz w oczach Pawła dużo uroku odbiera jej pewien nieuchwytny typ biurowego wymuskania często spotykany na fotografiach przedstawiających młode prawniczki , tłumaczki czy temu podobne przedstawicielki wyższych klas . Może z tego powodu Marlena wydaje się dosyć stara i bezlitosne oko chłopca ocenia jej wiek na około trzydzieści może dwadzieścia osiem lat . Zauważył także , że kobieta prawdopodobnie jest cudzoziemką. Mówi bowiem z lekkim obcym akcentem , dość chaotycznie co nie licuje z jej wyglądem i wyraźnie wysokim statusem .
Jakby na potwierdzenie jego myśli Marlena zwraca się do milczącego szofera po angielsku , wskazując gdzie ma skręcić i zatrzymać samochód .
Stają na pustym placyku otoczonym wybudowanymi na kształt podkowy bardzo brzydkimi garażami . Większość bram wjazdowych pomalowana jest zieloną , łuszczącą się farbą przez co ukazują swą poprzednią barwę , którą jest równie mało atrakcyjny acz szeroko rozpowszechniony w Polsce sraczkowaty kolor nie wiedzieć czemu zwany jasnym orzechem , kojarzący się z lamperiami zdobiącymi korytarze komunistycznych urzędów.
Mimo ciepła i braku opadów żwirowo gliniasty placyk jest przesiąknięty wilgocią pozostałą po najwyraźniej niedawno odbytym seansie grupowego mycia aut . Przy obrośniętych ponurymi chwastami ścianach walają się wyjące plastykowe butelki po chemikaliach .Nad całością góruje ogromny , ocalały jakimś cudem klon rosnący w miniaturowym acz ponurym ogrodzeniu ze zużytych opon nie wiedzieć czemu pomalowanych krwawo czerwoną emalią. j
Zatrzymali się pod drzewem , w jego rozciągniętym przez zachodzące Słońce
cieniu. Wewnątrz furgonetki było dość duszno i Marlena zanim zaczęła mówić
otworzyła drzwi .
-Słuchaj ! Zaszły pewne zjawiska , których owocem są dzisiejsze wydarzenia w Kolinie . Zostało tu zabitych , zamordowanych kilka osób . Trzy znaleziono w lesie .Twoja była dziewczyna .Ten policjant na posterunku też nie uciekł przez okno . My wiemy jeszcze o dwóch . Parka w średnim wieku , która wybrało się na łąkę za parkiem na pieczarki . Zostało z nich trochę mięsa i te pieczarki a wszystko razem zmieściło by się w średniej wielkości garnku .
(Pawła skręciło w żołądku i odruchowo się oblizał )
Powinni już ich odnaleźć bo tam chłop krowy swoje pasie i niewątpliwie zainteresuje go otwarty samochód . Na więcej nie było czasu ale możliwe , że jest więcej ofiar . To może wyjdzie na jaw później o ile będzie to jeszcze kogokolwiek obchodziło. W każdym razie ja i Stefan – wskazała na mężczyznę podtrzymującego Witka i przerywając tok opowieści dodała – Stefan pochodzi z Francji i słabiej mówi po polsku . Wszystko rozumie ale słabiej mówi.
- Ja dobrze mówi tylko udawać – roześmiał się Stefan i dodał
- Mój dziadzia stąd prawie schodzi ... z Węgrów
- Ja i Stefan- powtórzyła z naciskiem – jesteśmy tu po to aby wam pomóc .

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz